Pokiwał głową, a ja ponownie powróciłam do żywych i spoglądałam na chłopaka kątem oka. Wciągnął nogi na siedzenie i pochylił się lekko do przodu, siadając po turecku.
— Jak na pierwszy raz zareagowałaś całkiem całkiem, nie powiem — stwierdził, a ja podniosłam prawą brew do góry. — Ile to było, dym z trzech? Czterech blantów? Nie jest źle — parsknął, a ja parsknęłam za nim, bo w sumie to i mnie trochę zdziwiło, że jakimś cudem nie wybiegłam z pokoju kaszląc i narzekając. — W sumie dobrze, że wpadłaś, może Nivan chociaż trochę zastopuje z obelgami — powiedział, wzdychając ciężko, a ja zmarszczyłam czoło, pochylając się do przodu i wciągając nogi na materac, by też usiąść po turecku.
Trzeba przyznać, teraz to dopiero wyglądałam jak mały robak zawinięty w kokon. Cierpiący robak. I to bardzo, oj jak bardzo, po raz kolejny się skrzywiłam. No cóż, to co mogłam wziąć, to wzięłam, bardziej sobie pomóc nie mogłam.
— Jest aż tak źle? — zapytałam cicho, mrużąc oczy. — Masz jeszcze opcję, że zacznie złorzeczyć jeszcze bardziej i jeszcze gorzej — dodałam po chwili. — W sumie... To nie wygląda tak źle, mogło być gorzej, na przykład mógł wylądować całkowicie łysy, nagi, no... Dużo opcji, a różowe włosy to nie taka tragedia.
Uśmiechnęłam się delikatnie, przekręcając głowę w bok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz