— Yup, mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną te kilka godzin i nie zwariujesz — odparła rześko dziewczyna, posyłając mi szczery, szeroki od ucha do ucha uśmiech, poprawiając przy okazji ogromną, kolorową narzutę, która przywodziła na myśl skrzydła motyli. Była cholernie urokliwa, a topiąca się w niej dziewczyna dodawała kilkadziesiąt punktów w skali rozpływania się nad tym połączeniem. Nagle w moją stronę wyciągnięta została średnich rozmiarów maskotka, bieluśki, walentynkowy misiak z potężnym, czerwonym serduchem. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie przytulanki, na widok której zrobiło mi się jakoś cieplej w środeczku. — Szczęśliwych i cudownych walentynek, dużo miłości, dobrego chłopaka lub dobrej dziewczyny — dodała, szczerząc się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe i machając delikatnie misiem. Zrobiło mi się autentycznie głupio z moją małą karteluszką. Trzeba będzie jej zapewnić atrakcję i potem zorganizować jakiś prezencik, sama sobie dobierze. Albo postawię jej ciastko. Albo dwa.
— Łoj panie! — zaśmiałem się radośnie, przyjmując od dziewczyny upominek. — Miś? Losie, dostałem walentynkowego misiaka, będę miał z czym spać. — Nie, nie żartowałem. Sam natomiast wyciągnąłem w jej stronę tę małą, różową kartkę z dość głupim wyrazem twarzy. — Ode mnie tak biednie, przepraszam, ale przesyłam dużo miłości! — dodałem ze słabym uśmiechem i przytuleniem misia do piersi.
Wynagrodzę jej to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz