niedziela, 18 lutego 2018

Motylki w brzu... Co? [2]

Nie wiem, czy o tym wspominałam, ale chłopak był cholernie wysoki. Tutaj nawet brzoza nie pasowała, więc powiem, że jak sekwoja i wcale nie wyolbrzymiam, przecie jak stałam przy nim, to czułam się taka malutka, maciupeńka. I był niebieski, taki ładny niebieski. I miał ogonek. I miał duże stópki. I ogółem bardzo ciekawiła mnie jego rasa, ale nie będę nietaktowna i nie wypalę z tym pytaniem na starcie, może poszperam w bibliotece, bez potrzeby pytania go o to, kim był. W sumie to Nivan przypadkiem coś nie wspominał o pewnym niebieskim osobniku?
— Hej, mi również miło cię poznać. A więc to z tobą przyjdzie mi spędzić ten urokliwy wieczór, co? — Poszerzyłam nieznacznie uśmiech i pokiwałam głową.
— Yup, mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną te kilka godzin i nie zwariujesz — powiedziałam, śmiejąc się cicho i poprawiłam ponczo na ramionach wolną dłonią, po czym wyciągnęłam w jego stronę maskotkę, żeby dopełnić formalności, zadzierając głowę. Swoją drogą prawdopodobnie wyglądało to komicznie, taki liliput z wyciągniętym w górę misiem, niczym Rafiki trzymający Simbę, żeby pokazać go światu. — Szczęśliwych i cudownych walentynek, dużo miłości, dobrego chłopaka lub dobrej dziewczyny — dodałam wesołym tonem, stwierdzając w sumie, że mogłam dorzucić pudełko cukierków. Najwyżej podrzuci się przy jakiejś okazji jako anonim, bo mnie tu nie było, ja nic nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis