W złotych oczach pojawiła się doza wycofania, troszeńkę niepewności. Zmrużyłam oczy, przekręcając głowę w bok. Zły temat poruszony w zły sposób? Możliwe.
Koc znowu zjechał mi z ramion, a ja fuknęłam, bo było mi zimno, bo ile razy można poprawiać ten niedobry koc, który nie mógł ewidentnie ustać w miejscu, nawet jeżeli był rzeczą martwą.
— Tak, zdecydowanie — potwierdził cicho, odpływając gdzieś na chwilę, dając mi troszkę więcej czasu na przyjrzenie się mu dokładniej, bo raczej zawsze robiłam to po cichu, jak najszybciej, nie chcąc spotkać się z jego oczami, bo to nie tak, że mnie przerażały, że były obrzydliwe czy niedobre. Wręcz przeciwnie, można było w nich się zgubić jeszcze łatwiej, tak ładnie odbijały światło, jak najszczersze złoto, tylko nie takie tamie, obrzydliwie kiczowate, a szczere, najszczersze i w sumie to jednak na krótką chwilę mogłabym je złapać.
Strzelił palcami, wyrywając mnie przy tym z zamyślenia.
— Jak tam się czułaś po ostatniej wizycie w naszym królestwie?
Otworzyłam usta, w sumie przetwarzając jeszcze informacje, które przed chwilą do mnie dotarły. Wizyta. Ostatnia. Dym. Ah, to. Wybudziłam się z transu i ponownie się uśmiechnęłam.
— Chyba dobrze, o dziwo nie bolała mnie głowa od dymu, więc dobrze, dziękuję — odpowiedziałam, uciekając wzrokiem na okno. — W sensie pewnie i tak za mało było wszystkiego, żebym cokolwiek poczuła, ale było ok, naprawdę.
Parsknęłam cichszym śmiechem, wracając do skrytej melancholii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz