Oczywiście pragnienie pobrania, chociaż odrobiny wiedzy na kolejne zajęcia z Wszechmowy, bo bądźmy szczerzy, to jeden z tych przedmiotów, który nijak nie wchodzi mi do pustego, lokowanego łba, zostały skutecznie umorzone przez szkicownik, który tajemnymi mocami szeptał mi, że w sumie to ten nowy projekt z chryzantemami jako motywem głównym trzeba by było dokończyć i dalej, przecież kucie poczeka. Dlatego nie walcząc więcej z pierwotnymi potrzebami, chwyciłem za ołówek, otworzyłem tajemne strony, przyglądając się przy okazji kątem oka dziewczynie, która zdążyła zawędrować do okna, chociaż doskonale wiedziałem, że w sumie to lampi się na mnie. Nie dało się tego ukryć, wzrok był bardzo wyczuwalny, szczególnie gdy wręcz do perfekcji wyuczyłeś się wyłapywanie go, przecież życie tyle lat z Oakleyem za pan brat niesie za sobą jakieś wymagania.
No, a potem prawie nade mną zawisła, z tym ciekawskim, ale jednocześnie bardzo proszącym, zielonym spojrzeniem i niepewną posturą.
— Mogę? — zamruczała mi nad uchem, na co mogłem zareagować jedynie drgnięciem i kiwnięciem głową z uśmiechem na ustach. W przeciwieństwie do niebieskiego gnoma się pytała, ten, gdy tylko złapała go chrapka na dociekanie, potrafił ślęczeć nade mną jak kat, albo najlepiej uwalać się całym cielskiem z słodko-pierdzącą prośbą wyszeptaną prosto do małżowiny. Brakowało mu tylko ogona i uszu, żeby nazwać go czystokrwistym kotołakiem. Mru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz