Uśmiechnął się, ale zaraz uśmiech znikł i przerodził się w zmarszczone czoło oraz twarz pełną konsternacji. Pokręcił głową, chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie ręką w czarnej, miękkiej rękawiczce. Usiadłam, a raczej zostałam do tego lekko przymuszona, obok niego, spoglądając cały czas na twarz chłopaka, który ewidentnie szukał odpowiednich słów.
— Nie mam pojęcia, gdzie jest i nie zalecam szukania go — oświadczył w końcu, a ja westchnęłam ciężko, odwracając wzrok. — Nie, żeby coś, ale rozjuszony, naburmuszony i obrażony na cały świat Nivan, nie jest zbyt dobrym strzałem i dopóki sam nie przyjdzie się połasić, to bez kija nie podchodź — stwierdził, uśmiechając się gorzko. W sumie to nie podobał mi się ten uśmiech, zdecydowanie wolałam ten poprzedni, weselszy i z błyskiem w złotym oku. — Serio, nie przejmuj się tym gburem, prędzej czy później coś go tył zaswędzi i przyjdzie, bo sam nie dosięgnie, spokojnie. — Ścisnął moją dłoń mocniej, a ja odwdzięczyłam się tym samym, jakby sprawdzając, czy aby na pewno siedzi obok mnie.
Spoglądałam przed siebie, siedząc z nim w ciszy, przetwarzałam informacje, możliwe, że troszkę za dużo jak na tamten dzień, bo palec drugiej ręki chodził jak szalony, góra, dół, góra, dół, cały czas uderzając o materac. Odchrząknęłam.
— Ok. — Porządnie bym się zdenerwowała, gdybym usłyszała taką odpowiedź.
A mogłam słuchać się Renee.
Albo Fomy.
Albo rodziców.
Albo, kurwa, kogokolwiek.
W sumie to bolała mnie głowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz