Dziewczyna poderwała się z łóżka, jak na sygnał startu, zaciągnęła mocniej swój kocyk na ramiona i wyszczerzyła się w naprawdę, najurokliwszym uśmiechu, jaki przyszło mi dotąd zobaczyć z jej strony. Jednak podjęte działania już po chwili wywołały u mnie efekt przeciwny do zamierzonego, szczególnie przez słowa, które padły z jej ust.
— Ale na początku trzeba go znaleźć — rzuciła, wyciągając w moją stronę rękę i nie zdejmując z twarzy wyszczerzu. — Niech zgadnę, kryje się w łazience, w szafie czy w schowku pod schodami? — Mimo że chciałem parsknąć śmiechem, mogłem jedynie zmarszczyć brwi i pokręcić delikatnie głową, bo Nivan, to Nivan i za tym kotem łazić się nie powinno, a w szczególności nie po to, żeby go udobruchać, bo kicia łażąca swoimi drogami kicią taką już zostanie.
— Nie mam pojęcia, gdzie jest i nie zalecam szukania go — odparłem, łapiąc ją za dłoń i przyciągając na nowo do wyrka. — Nie, żeby coś, ale rozjuszony, naburmuszony i obrażony na cały świat Nivan, nie jest zbyt dobrym strzałem i dopóki sam nie przyjdzie się połasić, to bez kija nie podchodź. — Słaby uśmiech zawirował na mojej twarzy. — Serio, nie przejmuj się tym gburem, prędzej czy później coś go tył zaswędzi i przyjdzie, bo sam nie dosięgnie, spokojnie — parsknąłem cicho, ściskając mocniej dłoń blondynki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz