Dziewczyna z uśmiechem, który był w stanie wynagrodzić wszelkie krzywdy tego świata, każde wysiłki i podjęte wyzwania, przyjęła ode mnie termos i natychmiastowo przyłożyła go do brzucha. Mogłem wręcz zobaczyć, jak rozpływa się przez rozlewające się po ciele ciepło, jak oczy znowu jej się błyszczą i jak znowu jest nieco mniej obolałą, dość radosną Wandą.
— Dziękuję — wymruczała, rzucając się w bok, kuląc się na wyrku Oakleya i uśmiechając się od ucha do ucha, jakby właśnie zaliczyła bazę najszczęśliwszego człowieka w tym wymiarze. Pokręciłem głową i zaśmiałem się cicho. — Jesteś za dobry — dodała, krzywiąc się lekutko, na co mi pozostało wydąć wargi i uśmiechnąć się, bo zdecydowanie przesadzała.
— Aj nie wyolbrzymiaj, robię to, co trzeba — parsknąłem, podchodząc do czarnego, nieco już znoszonego plecaka i wyciągnąłem ze średniej komory jedną, z wielu jeszcze nienaruszonych, tabliczek czekolady. Połamałem ją szybko, rozerwałem i zaserwowałem dziewczynie, siadając obok niej. — Częstuj się, na osłodę życia i dobry humor. — Uśmiechnąłem się delikatnie. — A co do tego twojego bycia dobrym, muszę zachowywać równowagę wszechświata i stać po drugiej stronie szali, naprzeciwko Oakleya, wiesz, żeby nam to wszystko nie runęło, z tym jego... Jak to on określa? „Złodupstwem”? Coś w ten deseń. — No i Karma. Przecież nie chciałem koniec końców skończyć źle, strasznie, dramatycznie, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz