Ucieknięcie wzrokiem, schowanie przede mną twarzy i zamknięcie oczu, a ja uśmiechnęłam się tylko szerzej. Chłopak wstał gwałtownie, prawie przewracając krzesło. Czy spodziewałam się takiej reakcji? Nie wiem. Czy chciałam ją wywołać? Nie wiem. A czy chciałam, żeby choć on też uśmiechnął się gdzieś po cichu w kącie, gdy wspomniałby moje słowa? Właśnie tak.
— Dzięki? Za chwilę wrócę — mruknął z termosem w ręku, nawet na mnie nie spoglądając i zostawił mnie samą, samiutką na łóżku Nivana Oakleya.
Westchnęłam, parskając śmiechem, bo co by nie powiedzieć, reakcja Yamira była choć troszeczkę urocza. A po tym znowu przeszedł przeze mnie nieprzyjemny skurcz, znowu się skuliłam i znowu się skrzywiłam, prawie chcąc chwycić za włosy i po prostu za nie pociągnąć, stworzyć ból blokujący ten drugi.
Chłopak wrócił momentalnie. Naprawdę, drogę do pokoju Renee i z powrotem pokonał w jakąś połowę normalnego czasu, co wprawiło mnie w niemały szok. Biegł. Lub po prostu miał długie nogi. Nie, po prostu biegł, a nogi mu to ułatwiły, choć najwyższy nie był.
— Proszę, mam nadzieję, że pomoże — powiedział, podając mi fioletowy termos i uśmiechając się, a ja rozpłynęłam się jak czekolada, w tych oczach, w tym uśmiechu i w samym geście dobroci.
— Dziękuję — wymruczałam jedynie cicho, zabrałam termos, przyłożyłam do ściskających, wrednych jajników i po prostu padłam w bok, zwijając się w małą kuleczkę.
Bo oborze, to naprawdę pomogło. Bardzo. Bardzo, bardzo, bardzo.
— Jesteś za dobry — szepnęłam, uśmiechając się, by za chwilę znowu się skrzywić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz