W następnej chwili chłopak odwrócił się i zrównaliśmy krok, idąc obok siebie, co zdecydowanie było lepszym wyborem, niż wędrówka tyłem przez korytarze, gdzie w każdym momencie na każdego można było wpaść.
— Sala artystyczna? — Spodziewałam się tego wyboru, ponieważ plotki o duchu alias bibliotekarzu oraz panu tego miejsca nie były najbardziej pochlebne, sugerujące, że krew się tam przelewała nieraz, a o spokoju charakterystycznym dla bibliotek można tylko pomarzyć. Jednak lubiłam ducha, podrzucając mu jakieś książki, nawet jeśli on nie darzył mnie sympatią. Chociaż ja wszystkich ludzi lubiłam, co chyba nie jest dobre... No, prawie wszystkich lubiłam, nie licząc kilku rażących wyjątków.
Aprobuję — powiedziałam, poszerzając uśmiech i odganiając wszelakie negatywne emocje, bo jak tylko pomyślę o tym, żeby kogoś zarypać, to jak nic burza rozpada nam się nad głową [dlatego moi drodzy, zawsze trzeba mieć przy sobie mnóstwo rzeczy na wypadek niespodziewanych anomalii pogodowych albo emocjonalnych atmokinetyka].
Sala, ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu, była pusta, ale zaraz rozsiadłam się przy jednym ze stołów, rzucając okiem na wnętrze pomieszczenia. Zapach farb w powietrzu, mnóstwo różnorakich rzeczy do tworzenia mniej lub bardziej artystycznych rzeczy, czyli standard. Wyciągnąwszy szkicownik oraz przybory z torby, rozłożyłam rysunki i chwyciłam piórolotka, który, jak trafnie Damien zauważył, miał trochę zbyt mały odwłok.
— Więc jeśli zauważysz jakieś błędy, to mów. Będę wdzięczna — mruknęłam, muskając ołówkiem kartkę, żeby nakreślić mniej więcej poprawki na śnieżnobiałego owada i posłałam chłopakowi uśmiech, zaraz wracając do poprzedniej czynności, żeby dać się jej całkowicie pochłonąć. Ekhem... Jestem kijowa w rozmowie, jeśli nie kłócę się z kimś o owady, więc sporadycznie się odzywaliśmy, ale było całkiem miło [rysowanie owadów zawsze jest fajne]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz