Opuściła lekko głowę, fioletowe włosy zafalowały, okulary nieco zsunęły się z noska. Widać po niej było, że zaczęła coś trawić, jakąś myśl, która powoli obijała się o ścianki jej umysłu, kotłowała, wprawiała w ruch tysiące małych korbek, które z chwili na chwilę coraz bardziej się rozpędzały, coraz mocniej pracowały. Nagle w moją stronę została wyciągnięta drobna dłoń. Drżąca, mała dłoń, jakby posiadaczka miała parkinsona.
— Tak przy okazji, jestem Izel, miło mi — powiedziała, siląc się na delikatny uśmiech, w towarzystwie rozedrganego głosiku. Odpłaciłem pięknym za nadobne i ująłem rękę nastolatki, wprawiając obie w bujający ruch. Wyglądała, jakby miała minąć dosłownie chwilka i dziewczyna zeszłaby na zawał, zastój, zapaść. Cokolwiek. Jednakże dalej trzymała się o własnych siłach, fioletowe kosmyki opadały na jej twarz, a buzię rozświetlał cudowny uśmiech.
— Damien, cała przyjemność po mojej stronie — odparłem cicho, kiwając głową i mimowolnie schylając się, w geście ukłonu—nie ukłonu. Bo chyba tak należało, dla utrzymania kultury i jakiegoś względnego poziomu. Bo dobre pierwsze wrażenie to chyba podstawa każdej znajomości. Puściłem rękę i ponownie się wyprostowałem, zerkając na drogą Izel z lekkiego zawyżenia, bo byłem wyższy o te marne kilka centymetrów, na które mało kiedy patrzę. Błękitne oczęta wlepiały się we mnie z zaciekawieniem, na co odpowiadałem jedynie delikatnym uniesieniem brwi.
Cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz