Nagle mrowienie ustało, przyjemny, nieprzyjemny, bo cholera jasna te dłonie, dotyk ustał, a mi zostało drgnąć, bo nie wiedziałem, co się dzieje, a słowa Hopecrafta tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że zginę śmiercią tragiczną.
— Wstawaj, ubieraj się, musimy pogadać — powiedział, a ja, mimo że niewierzący, to zacząłem zmawiać pacierze, błagać o wybaczenie i wołać o jakąś niezbyt bolesną śmierć. — nie jest jeszcze krytycznie, ale już trzeba mocniej działać — dodał po chwili, niby mnie uspokajając, ale jednak nie. — Szczerze, to nie myślałeś po prostu o wymianie sobie całkowicie nerek, ale z dodatkową terapią przystosowawczą? Jedna ci tam poszła już z dymem, druga tak samo, na odratowanie nie ma szans, ale organizm ma skłonność do majtania i trzecia wydaje się póki co sprawna, ale już widać pierwsze nieprawidłowości. Kto ciebie leczył i jaką metodą póki co? — Zamrugałem zbity z toku rozumowania i sięgnąłem po koszulkę, by szybko ją na siebie wciągnąć, byle nie błyszczeć dalej paskudną blizną, do której, mimo że się przyzwyczaiłem, to wolałem się nią nie chwalić.
— Hopecraft, myślenie to jedno, działanie to drugie — mruknąłem, siadając i zerkając na chłopaka z dołu. — Leczyłem się w najnormalniejszym szpitalu w świecie realnym, cholera jasna, miałem osiem lat i tak cudem jest, że w ogóle się na transplantację załapałem, bo mieli ochotę mnie przyczepić do dializ na dobre. Zrobili to, co do nich należało, patrzą, że w sumie to ej nereczka sobie działa, co z tego, że za jakiś czas to wszystko znowu pierdolnie i żyj sobie dalej Oakley, my mamy inne sprawy na głowie. Naprawdę, gdybym mógł i miał okazję, to bym to wszystko jakoś ogarnął, ale życie lubi mi rzucać kłody pod nogi, no i jedyne co mi dali to antybiotyki na trzy tygodnie, nerkozastępcze gówno, dietę i dwa litry wody dziennie. Pierdolę taką politykę, serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz