— Yyy, właśnie to — powiedziała nieśmiało, wskazując dłonią na miejsce, gdzie przyleciało krzesło. Zamrugałem ze zdezorientowaniem, bo spodziewałem się, że raczej większość uczniów jest już przyzwyczajona do mojej magii. Trudno ukryć się na magicznym parauniwersytecie, zwłaszcza w Atlanckiej Wyższej Uczelni, gdzie Hera normalnie chodziła otoczona ognistymi bransoletkami w chwilach szczególnej złości, a Vin każdego dnia piłował pilnie kiełki przed lustrem. O uciekającym w popłochu, chowającym się ze strachu po kątach i ładującym się od gniazdka dwa razy dziennie Martinie wolałem nawet nie wspominać.
Człowiek po paru miesiącach takich ekscesów naucza się w końcu, że im szybciej przyjmie do wiadomość, że logika nie istnieje, tym lepiej dla jego zdrowia psychicznego.
— W skrócie, matka mnie zabije, jak po tym roku wrócę do domu z niezmienionymi umiejętnościami czarowania. A powiedzmy, że na lekcjach i w bibliotece niedokładnie jest to, czego szukam. Chcę wiedzieć ile mam mocy, jak ją ćwiczyć, co jestem w stanie zrobić i jak jej używać. Nie wiem czym jesteś, ale wiem, że nie jesteś czarodziejem. Mam jednak nadzieję, że będziesz mógł mi jakoś pomóc. — Wysłuchałem historii dziewczyny, zastanawiając się, skąd wyszedł fakt, że z czarodziejem było mi nie po drodze. Chyba potrzebowałem uciąć sobie małą pogawędkę z Przewalską, na wszelki wypadek, gdyby za dużo jednak mieliło ozorem.
— Mogę ci pomóc — odparłem w końcu, gdy dziewczyna wciąż wpatrywała się we mnie błagalnym wzrokiem. — Ale na początek musimy dojść do porozumienia jednego, dużo pytań masz i tak dalej, ale dlaczego w ogóle chcesz się uczyć magii? I jeżeli dla matki, to jest zła droga wyboru, Zośka — poinformowałem ją, bo wiedziałem jak magia bywa kapryśna. Jak odrzuca osoby, których powody uznaje za trywialne. Nieważne. — Nie możesz czarować dla kogoś — powiedziałem w końcu po krótkiej chwili ciszy. — Twoja magia nigdy nie będzie cię słuchać, jeżeli nie nauczysz się robić tego dla siebie, rozumiesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz