czwartek, 22 lutego 2018

Idzie facet do lekarza, a tam Hopecraft [17]

— W sumie to termin może być dowolny —  rzucił cicho, spoglądając na mnie spod półprzymkniętych powiek. Nie ukrywał wcześniej swojego zirytowania, mrużył przy gorszych myślach oczy, co razem z jego prawie kobiecą twarzą tworzyło naprawdę zabawny efekt.
— Rozchmurz się, powiedzmy, że do takich specjalistów jeszcze nie przywykłeś — odparłem, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że mówimy o metodach, który się powszechnie nie praktykuje. Czasem dla dobra ogółu, a czasem, ponieważ sekrety plemienne czy klanowe bywają ważniejsze od potrzeb świata, nie każdy był gotów podzielić się wiedzą zdobywaną latami przez prababcie i pradziadków, skrzętnie notowaną w rodzinnych kronikach.
— Nadal boli? — spytałem, manewrując skrzętnie liniami, starając się dotrzeć do najbardziej narażonych na uszkodzenie miejsc. Powiedzieć, że organy powoli mu wysiadały to mało, ale obserwowanie jak pracują podczas presji, zbytniego natężenia i w dodatku oszpecone latami prochów czy kiepskiego leczenia, to było coś niesamowitego. Nawet jak na trzy nerki.
Nivan był zaskakujący cichy, jak na niego. Wydawało mi się zawsze, że dzieciak robił wokół siebie dużo hałasu, jak tylko wchodził do pomieszczenia, to zaraz robiło się nieco gwarniej, czas przyśpieszał, wszystko wokoło nabierało kolorów i emocji.
— Często masz mocniejsze ataki? — spytałem, zaczynając ponownie stukać po brzuchu chłopaka, starając się dostać do nowych połączeń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis