czwartek, 22 lutego 2018

Co się odwlecze, to nie uciecze [2]

I oto on, chłopiec w różowych włosach, z miną świadczącą o postawie "zostaw mnie, kurwa, w świętym pokoju", trzymał drzwi, opierając się o nie znudzony. Westchnęłam gdzieś z tyłu głowy, już cała zestresowana i poddenerwowana, gotowa do ucieczki, płaczu czy nawet ryku.
— Hej, wchodź — mruknął, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało, szybko przemykając się obok niego.
— Cześć — szepnęłam przy tym pod nosem, nie spoglądając przy tym na twarz chłopaka, a w tym błękitne oczy, w których zdecydowanie za często się gubiłam, a i o tym miałam przecież porozmawiać podczas naszej dyskusji, możliwe że wymuszonej przez pewną czarownicę z zielonymi warkoczami bo obu stronach jej głowy.
Westchnęłam ciężko, czekając aż chłopak się odwróci i spojrzy na mnie z rękoma zaplecionymi na klatce piersiowej i wzrokiem typu "zaczynaj, bo już mam dosyć". Przełknęłam ślinę , zaplatając dłonie przed sobą i bardzo możliwe, że wbiłam sobie paznokcie w skórę, tak mocno ściskając piąstki. No, taka sytuacja.
— No... — mruknęłam, opuszczając wzrok i kręcąc stopą nerwowo. Wszystko nerwowo, tak niezgrabnie i nieładnie. Ściągnęłam brwi, marszcząc przy tym czoło. — Jak już wiesz, bo ci o tym mówiłam, musimy porozmawiać — zaczęłam, przerwałam i spojrzałam na Nivana, gest troszkę pewniejszy, ale możliwe, że właśnie taka powinnam być. Pewniejsza, dumniejsza, troszkę chłodniejsza — o nas. O tej całej niewygodnej relacji, o tym, w jakim kierunku to wszystko idzie i no... Rozumiesz, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis