piątek, 23 lutego 2018

Brokatowe serduszko i słaby poeta [X]

Chłopak złapał mnie gwałtownie za dłoń i zaczął ciągnąć w kierunku kuchni, spiżarni, miejsca, w którym znaleźć mieliśmy życiodajne jedzonko upragnione przez wszystkich. I w końcu dotarliśmy i tam, zostawiając wszystkich daleko w tyle. Na korytarzu staliśmy sami, tylko ja i Alex, ale i tak pochylił się do przodu, i tak stał się cichszy i uważniejszy, i tak zaczął rozglądać się wokół siebie, jakby kradł najcenniejszy kamień szlachetny na świecie.
A ja w tym wszystkim stałam na uboczu, uśmiechałam się ładnie, parskając pod nosem śmiechem, widząc jego "tajniacką" postawę. Po prostu robiłam to, co umiałam najlepiej — ładnie wyglądałam i ładnie pachniałam. Idealnie.
W końcu wynurzył się z pomieszczenia z nosem wysoko zadartym do góry oraz prowiantem w dłoniach — owocami i ciasteczkami, które zdecydowanie ratowały mnie, moje oczekiwania co do dzisiejszych słodkości oraz żołądek. Ale bądźmy poważni, wieczorem i tak załatwiłabym sobie jeszcze więcej słodyczy. Tak na idealne spędzenie samotnie Walentynek.
— Dostawa przyszła, panno Przewalska. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe mojego zachowania i nie powiesz ani słowa swojego bratu. Nie chcemy mieć kłopotów, prawda?— zapytał, a ja parsknęłam śmiechem i gwałtownie pokręciłam głową. Oczywiście, że nie. — Ta zbrodnia była wspólna, mogłaś mnie powstrzymać — oświadczył, podając mi pudełko z ciasteczkami, a ja uśmiechnęłam się szeroko i ponownie się zaśmiałam.
No tak, przecież to oczywiste.
Wyciągnął w moim kierunku ramię, a ja przyjęłam je z ogromną chęcią oraz uśmiechem.
W sumie to te Walentynki nie były takie złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis