piątek, 23 lutego 2018

Brokatowe serduszko i słaby poeta [6]

Gdy tylko dziewczyna zgodziła się na moją propozycję, złapałem ją za dłoń i skierowałem powoli w stronę spiżarni. Miałem nadzieję, że nie uzna tego za niestosowne, czy coś podobnego. Nie chciałem dodatkowo wywołać afery.
Gdy tylko stanęliśmy przed drzwiami, masywnymi jak wcześniej, nigdzie nie zauważyłem kłódki, która byłą tutaj jeszcze podczas wizyty z Aurelionem, a to ciekawe. Wzruszyłem ramionami, nie chcąc i nie mając czasu nad tym rozmyślać, otworzyłem je. Od razu buchnął na mnie chłód, ale nie spowodowało to większego zastoju. Ktoś mógł w każdym momencie przechodzić korytarzem. Wanda pewnie wiedziała, że mogliśmy to załatwić inaczej, ale bez ryzyka nie ma zabawy, prawda?
Wślizgnąłem się do środka, zgarnąłem pudełko soczystych truskawek, jagód, a do tego wpakowałem w szczelinę pomiędzy łokciem i brzuchem opakowanie ciasteczek owsianych. Byłem w pełni przygotowany na przygodę, o ile coś mi nie spadnie po drodze.
— Dostawa przyszła, panno Przewalska. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe mojego zachowania i nie powiesz ani słowa swojego bratu. Nie chcemy mieć kłopotów, prawda? Ta zbrodnia była wspólna, mogłaś mnie powstrzymać. — Podałem jej pudełko ciastek, a później wyciągnąłem w jej kierunku ramię. Miałem być dżentelmenem, to nim, kurde, będę, tatusiu. Tak miły nie byłem dawno, niech te wszystkie wpajane informacje w końcu się przydadzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis