Odebrałem swoją walentynkę od dziewczyny i przeczytałem wierszyk, był rozczulający. Może nie dorównywał twórcom, których znali wszyscy, ale był specyficzny i bardzo mi się podobał.
— Kto wie, może i postawię sobie ją na biurku, żeby przy pisaniu pracy na zielarstwo trochę humor mi poprawiała. — Wlepiłem wzrok w dziewczynę, a ona widocznie zrozumiała to zupełnie inaczej. Wcale nie chodziło mi o to, że jej nie wierzę. Bardziej zacząłem martwić się stanem jej przyborów szkolnych i książek. — Naprawdę. Serio, serio, serio. — Posłałem w jej stronę kolejny uśmiech.
— Raczej chodzi mi o sam fakt, że będzie tam stać. Brokat to zdradziecki pyłek i jest dosłownie wszędzie, czego jestem najlepszym przykładem. — Jak na zawołanie znowu spróbowałem otrzepać spodnie. — Ale jak wolisz. No i twoja walentynka też jest bardzo ładna, podoba mi się. Ale co to telezegarynki? — Podrapałem się w tył głowy. Nie miałem pojęcia, a ciekawość była ważniejsza. Pewnie ją nieźle rozbawiłem. Mniejsza o to, powinna zrozumieć, że nie muszę znać wszystkiego!
— Nie stójmy tu bezczynnie — odezwałem się, zanim Wanda chociażby otworzyła usta. — Może zabierzemy ze sobą jakieś owoce ze spiżarni, a potem przejdziemy się na spacer? Nie jestem przekonany co do spędzenia tego czasu w szkole, mamy dziś naprawdę ładną pogodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz