— Niee, właściwie chętnie pójdę z tobą do biblioteki, to przy okazji wypożyczę parę książek do nauki — Uśmiechnął się, pokazującym przy tym zęby. Rude pasma włosów wywijały się we wszystkie strony, nie przejmując się zdaniem właściciela. Złapałam Yeva pod rękę, wchłaniając przy tym słodki zapach czarnych porzeczek, powiększyłam swój uśmiech i pewnym krokiem (zdecydowanie zbyt pewnie się czułam przy tym rudzielcu) zmierzałam, teraz już nie sama, do ukochanego miejsca ciszy i spokoju, zwanego biblioteką.
— Też masz tyle zadane? Ja mam wrażenie, że zaraz utonę w ilości prac do napisania. A miałam dzisiaj pójść wcześnie spać. No cóż. — I tak nie miałam tu tyle zadane co w domu. "Zadane". Bo większość zadań była wymyślana przez matkę, która twierdziła, że nigdy wystarczająco wkuwania, czy to matmy, czy biologii, czy czegokolwiek właściwie. No i weź tu jeszcze ugotuj obiad, poczytaj i pobaw się z rodzeństwem. Poczułam ścisk w sercu. Sofia, spokojnie, teraz jesteś tutaj, bezpieczna, nic się nie dzieje. Nie możesz wiecznie żyć w tym strachu. Podskakiwać na każdy najmniejszy dźwięk, czy szum drzew. Podniosłam oczy na chłopaka, patrząc, czy zauważył coś z mojego chwilowego zamyślenia i przypomniałam sobie, że właściwie nadal nie dostałam odpowiedzi na moje pytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz