— Podobno niedawno otworzyli jakąś nową przy kwiaciarni. Co powiesz na to? Przy okazji zafunduję ci jakiegoś chabazia w geście podziękowania za wyciągnięcie mnie z nory.
Rozpromieniłam się, a moje usta automatycznie ułożyły się w najszerszy uśmiech, jaki mogły. Przysięgłabym, że pewnie moje oczy błyszczały, jakbym się czegoś naćpała [nektar z kwiatka się nie liczy]. Kwiat, kwiatek, kwiatuszek!
Nucąc jakąś wesołą melodyjkę, wtuliłam się w Aurelka i ruszyliśmy ku cukierni w celu nażarcia się cukrem, dopóki nie zrobi się nam niedobrze. I może powinnam się powstrzymać z przystaniem przy kwiaciarni, ale gdy tylko zobaczyłam liczne wazony, doniczki i koszyczki z ogromem kwiecia, nie umiałam nie zatrzymać się, żeby przyjrzeć się wszystkim roślinką, recytując ich nazwy śpiewnym tonem. Skończyło się na tym, że do cukierni weszłam z niewielką, żółtą gerberą we włosach, a Hortensji wcisnęłam słonecznika. A jak wychodziliśmy i kierowaliśmy się w stronę rynku ze słodkościami w papierowych torebkach, miałam jeszcze niewielkiego słonecznika obok gerbery. Cóż... Nie umiałam się powstrzymać! To nie moja wina. To wszystko wina mojej miłości.
Udałam, że nie widziałam szerokiego, rozbawionego uśmiechu Aureliona, ale sama w duchu śmiałam się w głos. Gdy znaleźliśmy jakąś przystępną ławeczkę na placu, usiedliśmy i zaczęliśmy konsumować wypieki, ciesząc się z rosnącego poziomu cukru.
— Więc... Co u ciebie? — spytałam, przypominając sobie o nocy filmowej w altance, nieudanym przyjęciu i o fakcie, że Alexa gdzieś wywiało i wypadałoby do niego zadzwonić. Zdecydowanie. Skierowałam swoje zielone oczy na chłopaka, w oczekiwaniu na odpowiedź biorąc kęs ciastka truskawkowego i machnęłam nogą, która była założona na drugiej. Wiosna zdecydowanie działała na mnie pozytywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz