Nagle poczułam się niezwykle ciężka i zmęczona, kiedy emocje do końca opadły, zostawiając po sobie delikatne iskierki szczęścia.
— Wiesz, zawsze możemy to jeszcze nadrobić. — Przewróciłam się na plecy i spojrzałam na Aurelka, poszerzając uśmiech. Taaak, herbata. Kochana herbatka. Kochana, ciepła herbatka. Chociaż w tym przypadku raczej mrożona by się przydała. — No i rozumiem, że mam królewnę do uczelni odnieść? — spytał, na co parsknęłam śmiechem i zmrużyłam oczy, gdy poczochrał mnie po włosach. Zamruczałam cicho i wyciągnęłam powolnie ręce do góry w kierunku Hortensji, przybierając dziecięcy ton.
— Poplosę — powiedziałam, sepleniąc i przekrzywiłam głowę, powstrzymując chichot, który starał się wydostać z moich trzewi, ale nadal go trzymałam w środku, pozwalając sobie jedynie na delikatny uśmiech. Opuściłam dłonie, a ich zderzeniu z ławką towarzyszył cichy plask i wzięłam głęboki wdech. — Ale to za pięć minut, Hortensjo. Tu jest mi bardzo wygodnie — dodałam tonem dziecka, które nie chciało się obudzić i iść do szkoły, w końcu parskając śmiechem, żeby rozbawienie gromadzące się w mojej klatce piersiowej, choć odrobinę uszło.
— A tak, co do tej herbaty, to na jaką masz ochotę? — spytałam, wracając do swojego normalnego głosu i uniosłam wyżej kąciki ust, jakbym nie była zdecydowana, czy pozostawić nieznaczny uśmiech, czy się zaśmiać, czy jednak uśmiechnąć się tak szeroko, by rozbolały mnie policzki. Tyle szczęścia, tyle sposobów, żeby je wyrazić, tyle mojego niezdecydowania, który wybrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz