Stanęła przede mną, oczy zawisły na wysokości moich. Leniwy uśmiech rozpromienił buźkę dziewczyny, a mi zostało tylko mruknąć z przyjemności, bo to przynosiła możliwość spoglądania na Pel w takiej krasie. Nic nią nie chwiało, nic nie zaburzało jej równowagi, a Amigo dumnie oplatał jej biodra, przywierając do niej jak dziecko do matki, którą dopiero co odnalazło.
— Ja na to, że z chęcią cię naherbatkuję, tylko musimy jeszcze kupić miód po drodze, Hortensjo — mruknęła, dalej wyciągając przed siebie drobne rączki, machając delikatnie palcami i zachęcając mnie do podniesienia rozpasłego dupska. Jej mina mówiła sama za siebie i oboje byliśmy chyba bardziej niż pewni, że za żadne skarby świata nie będzie w stanie mnie do siebie pociągnąć, bo fizycznie nie było to możliwe.
— Miód powiadasz? — odparłem, łapiąc ją za drobne dłonie i uniosłem się z ławki, która o dziwo zrobiła się bardzo wygodna w ciągu kilku ostatnich minut. Może to dlatego, że byłem już nieco zmęczony? Gdy już stanąłem, wyciągnąłem się w górę, poprzeciągałem, mrucząc coś niezrozumiale pod nosem i nawet ogon prostując jak drut. — Dawno nie jadłem, jak mam być szczery. W sumie to co się dziwić. Mińskiego powinni za to za jajca powiesić na najwyższej gałęzi tego drzewska w lesie, serio. Najlepiej w kaftanie bezpieczeństwa i kneblem w ustach, żeby przypadkiem czego nie odwalił. No.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz