Przekrzywiłam głowę, poszerzając uśmiech na dźwięk śmiechu zielonowłosej. Zdecydowanie lepiej jej było z wyszczerzem na twarzy, niżeli zaniepokojoną, nerwową miną, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Chociaż może rzeczywiście miałam wybuchnąć, teraz tylko tykałam niewinnie, żeby zmieść z powierzchni ziemi nic niespodziewających się osób. Ewentualnie miałam pozostawić po sobie takie tam ranki, głównie niszcząc siebie. Kto wie. Kto wie. Obecnie i tak byłam krzakiem, a liście za uszami były strasznie niewygodne. I pewnie głupio wyglądałam, coraz bardziej się upodabniając do rośliny.
— Nie ma problemu, w sumie to nawet przyjemnie, jak tak odpływasz. Wręcz słychać jak ci głowa pracuje. — Nie bardzo wiedząc jak zareagować, przeczesałam kwiecistą dłonią włosy i uśmiechnęłam się ze zmieszaniem. Przypomniało mi się, jak moja rodzina reagowała na moje chwile "latania". Ean robił mi zdjęcia, Vicia obserwowała, Mordechaj wciskał mi kartki i ołówki do rąk, żebym rysowała, a Radia nigdy nie przeszkadzała. Zabawne było to, że mogłam całkowicie odpłynąć duchem, ale i tak moje ciało nadal robiło, to co miało. Tańczyć, rysować, grać na pianinie. Mogę to robić, będąc daleko, ale mimo wszystko i tak coś poprzekręcam. Chociaż ostatnio Fiołek patrzy na mnie z niepokojem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie chcę znowu zostać Ofelią. Podziękuję, dobrze mi jako Pel.
Dojadłam swój posiłek, który zdecydowanie czekał zbyt długo i podniosłam ze swojego miejsca.
— Miło było cię poznać, Renee. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. — Posłałam jej ostatni uśmiech i ruszyłam w swoją stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz