sobota, 20 stycznia 2018

Od dziś jesteśmy kaczkami. Tfu! Znaczy się promyczkami. [19]

— Dość brutalne, ale prawdopodobnie większość mu tego życzy z powodu zakazu cukru. I nie martw się, nakupujemy i przemycimy tyle rodzajów miodu, że nadrobisz. To przy okazji spróbujesz każdego. — Pokiwałem głową. Mińsk zasługiwał na karę, bo kto znęca się nad biednymi, bogu ducha winnymi uczniami, przez fakt, że samemu się rozpasło i rozlazło jak ostatnia cholera? Parszywiec.
— Na pewno ci nie pomóc? — spytałem, gdy dziewczyna z uporem maniaka targała ze sobą siaty z zakupami. Za każdym razem, gdy proponowałem pomoc, nawet najmniejszą, ta patrzyła na mnie, jakbym jej co najmniej Dropsika zabił.
— Na pewno, jestem silną, samodzielną dziewczynką — odparła z udawanym oburzeniem i poprawiła reklamówkę, którą ściskała blisko piersi. Przewróciłem oczami. Dalej zastanawiałem się, skąd w niej tyle zapału, energii i zaparcia w tym, co robi. Przecież jeszcze przed chwilą sapała mi nad uchem i wyglądała tak, jakby mi miała za chwilę zejść na zawał.
Niby miałem ją odnieść jak księżniczkę, ale prędzej to ona odniosłaby mnie, zrobiła herbatkę i ogarnęła szybciej, niż Yev zdążyłby się przewrócić o nowe tenisówki, których nie zawiązał.
— Jak uważasz — odparłem, wzruszając ramionami i wlepiając spojrzenie w kicającą z boku na bok sylwetkę, rozbujaną, ciągle wspominającą zabawy na rynku. — Ale wiesz, jakby co, to zawsze mogę coś przejąć, wystarczająco się już dzisiaj wymęczyłaś, no...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis