poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od dziś jesteśmy kaczkami. Tfu! Znaczy się promyczkami. [13]

— Poplosę. Ale to za pięć minut, Hortensjo. Tu jest mi bardzo wygodnie. — Miałem ochotę przewracać oczami w nieskończoność, aż wyjdą mi z orbit i zaczną szybować gdzieś tam w okolicach Jupitera, jako Niezidentyfikowane Obiekty Latające Patrzące. Opuściła dłonie i zachichotała dziecinnie. Nie, to niemożliwe, żeby ta dziewuszka miała już dwadzieścia wiosen, po prostu nie było takiej opcji, przecież wyglądała i zachowywała się na porządne, no, nieco zawyżone, pięć. — A tak, co do tej herbaty, to na jaką masz ochotę? — Zerknęła na mnie z ledwo widocznym uśmieszkiem.
Ugładziłem jej włosy, poklepałem po głowie, znowu rozczochrałem i znowu umiziałem. No i tak w koło Macieju, zastanawiając się nad tym, który napar powinienem dzisiaj wybrać. Z jednej strony z chęcią wybrałbym coś, co znam, z drugiej oddałbym się czystej fantazji, losując pierwszą lepszą paczuszkę. Mogłem również spytać się mojej małej ekspertki i to chyba było najlepszą i najbezpieczniejszą opcją. O ile nie wpadnie na pomysł otrucia mnie jakimś dziwnym zielskiem...
— Chyba zdam się na twój gust, specjalistko, wiesz, że ja lewy jestem w tych sprawach — odparłem szczerze, nie spuszczając wzroku z białej główki mojej towarzyszki. Wypieki na policzkach powoli schodziły, a ona sama spokojniej oddychała. — Byle nie czarna, jakoś mi nie smakuje, wolę zieloną — dodałem prędko, zanim zdążyła coś odpowiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis