poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od dziś jesteśmy kaczkami. Tfu! Znaczy się promyczkami. [1]

W sumie to pustka nie była aż tak duża, jak się spodziewałem. Miałem nadzieję na ryczenie po nocach, niczym w tych wszystkich filmach, gdzie zakochani, w tym wypadku zakochany i przyjaciel się rozstają. Ku mojemu zaskoczeniu zniknięcie Alexa przyjąłem dość... Znośnie. Bolało, to oczywiste, ale nie wyrzygiwałem płuc i nie odwadniałem się, bo nawet w te poduchy nie płakałem.
Byłem jedynie bardziej osowiały niż zwykle. Nieco nieuważny, nieco odcięty od rzeczywistości i przyćmiony.
Do tego brak słodkiego, które było podstawą mojego żywienia od tak właściwie zawsze. To wszystko tylko pogarszało mój stan, a ja byłem gorszy jak muchy na jesień. Bardzo mocno otumaniony i prawie całkowicie nie do życia.
Prawie wybiłem głową dziurę w ścianie, gdy znajomy głos rozbudził mnie z popołudniowej drzemki pod salą alchemiczną.
— Hortensjo, idziesz ze mną do miasta nażreć się cukru?! — Znajomy krzyk, znaczy się głos, znaczy się cokolwiek. Jaśminek wręcz kicał z radości, a ja nie potrafiłem powstrzymać nieco znużonego uśmiechu.

xXx

Uznałem, iż dosyć nieźle się dopasowaliśmy, dziewczyna w swojej jasnej, słonecznikowej koszulce radośnie brnęła przez uliczki miasta, ssąc przy okazji kwiatka. Już nawet nie zwracałem na to uwagi, Eternum nawet mnie nie zaskakiwała, bo gotowy byłem nawet na największe dziwactwa. Krwiożerczy szalik, który już niejednokrotnie zdzielił mnie po łbie za zachowanie, dumnie zaciskał się na talii dziewczyny. To wszystko łączyło się w jedną, spójną całość, na której widok nie potrafiłem powstrzymać szerokiego od ucha do ucha uśmiechu.
Ludzie zerkali, zresztą jak zawsze. Widywali wróżki, widywali centaury, widywali zwierzołaki, ale niebieski, dwumetrowy mutant był atrakcją dnia.
— Więc do której cukierni idziemy?
— Podobno niedawno otworzyli jakąś nową przy kwiaciarni. Co powiesz na to? Przy okazji zafunduję ci jakiegoś chabazia w geście podziękowania za wyciągnięcie mnie z nory. — Uśmiechnąłem się w stronę dziewczyny, a ta rozpromieniła się jeszcze bardziej. Przejechała dłonią po mojej żółtej bluzie, która widocznie zagięła się w jednym miejscu i przytaknęła. Ułożyłem dłoń na jej głowie, rozczochrałem delikatnie włosy, przy okazji zatrzymując dziewczynę. Dość mocno musiałem się nachylić, aby ucałować jej małe czółko, ale koniec końców jakoś mi się udało, odgarniają przy okazji grzywkę i ponownie podziękować, a następnie z lekkim mrukiem przyciągnąć ją do swojego boku i ruszyć dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis