Czy coś się zmieniło, oczywiście, że się zmieniło. Varen stał się nieco bardziej otwarty, zaprzyjaźnił się jeszcze bardziej z Vinem i trudno zaprzeczyć, że nasza mała grupka powoli się rozrastała. Van z kolei nieco się oddalała, odsuwała, starała się nie stać na widoku, jakby uważała, żeby tylko nie nastąpić na minę. Swoją drogą, to było nawet zabawne, że całe moje główne grono przyjaciół orbitowało wokół jednej litery.
Aż w końcu nastał ten moment, gdy w trakcie robienia obiadu (czyli ryżu z czymś, bo na nic więcej nie było stać moich nędznych zdolności kulinarnych) do środka mieszkania wbiła Van. Jej głos słyszałam już z salonu, do którego skierowałam się, związując zbyt długie włosy w wysoką kitkę, normalnie przygotowania wojenne, choć początkowo nie zwróciłam nawet na to uwagi. Nie chciałam z nią walczyć, dziewczyna była dla mnie ważna i nie potrafiłam wybrać między nią... a... A w sumie czym?
Jakiś czas temu sama śmiałam się z notek na k-space, gdzie w pole relacji zakochane nastolatki najczęściej wpisywały: "To skomplikowane", a teraz sama czułam się jak hipokrytka.
— Musimy pogadać. I ty doskonale wiesz o czym. — Skinęłam głową.— Musisz wyklarować sytuację z Varenem. A przynajmniej mi ją wyjaśnić. W ogóle pojawił się tu w końcu tego wieczora? Bo jeszcze mi o tym nie opowiadałaś... — westchnęłam, wracając na moment po butelkę wina i dwa kieliszki. Wróciłam z całym asortymentem, rozlałam nam napój bogów i wręczyłam przyjaciółce, siadając obok niej na kanapie.
— Varen... jest specyficzny — wyjaśniłam niepewnie. — Pojawił się z kwiatami, kiepskim filmem na DVD i pizzą — podsumowałam, upijając pierwszy łyk, a zraniony wzrok Van zapewnił mi, że powinnam popaść w alkoholizm. — Dostał takiego kopa w dupę, że przepraszać przychodził Vin. Ale to nie jest zły chłopak, orbituje, ale trzyma się raczej na dystans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz