Westchnąłem, rozglądając się po bibliotece i zastanawiając się, co ze sobą mógłbym zrobić oraz począć. Bo w końcu chciałbym pomóc duchowi, ale przy tym już tyle osób rzuciło się na pomoc, że równie dobrze mógłbym być biernym obserwatorem, podśmiewającym się pod nosem podczas oglądania zmagań dwóch stron. Albo usiadłbym sobie na spokojnie z jakąś dobrą książką, zdążyłbym ją na spokojnie przeczytać, a jeszcze zorientować się, co się dzieje, co się stało i jak to się wszystko zakończyło. Prychnąłem pod nosem, poprawiając okulary, które już zdążyły praktycznie zlecieć na ziemię. Tak, przechadzka wśród półek była dobrym wyborem, poprzeszkadzać jeszcze zdążę, wszystko powolutku i z wyczuciem. Po prostu musi napatoczyć się odpowiednia okazja, ta jedyna, idealna, perfekcyjna. To tak samo jak z podkradaniem ciastek z pilnie strzeżonej kuchni. W końcu nikt zdrowo myślący nie rzuciłby się na jedzenie, wiedząc, że kucharka dalej siedzi przy piekarniku. Przezorny zawsze ubezpieczony, nie wolno nigdy zbytnio ryzykować, bo w końcu wyląduje się w bardzo złej sytuacji. Trzeba mieć plan, szczegółowy oczywiście, trzeba mieć okazję i trzeba mieć odrobinkę szczęścia, bo bez tego nigdy się uda.
Włożyłem dłonie do kieszeni, powolnym, kocim krokiem przemierzając korytarzyki budynku z czerwonej cegły. Bez grania, bez udawania, po prostu Foma przechadzający się i oglądający książki. Mruknąłem, uśmiechając się pod nosem i wyciągnąłem tę lekturę, powieść, której tak długo poszukiwałem w tym niebezpiecznym gąszczu. I oto ona, perfekto i ideolo. Wyciągnąłem ją z dziecinnym błyskiem ciekawości w oku, przyciągnąłem do klatki piersiowej i, niosąc ją jak najprawdziwszy skarb, zacząłem iść w kierunku najbliższego stołu. Rozsiadłem się na krześle, po czym rozpocząłem całkiem przyjemną lekturę.
Kilkanaście minut później przerwaną przez odchrząknięcie. Bardzo charakterystyczne odchrząknięcie, takie, które rozpoznałbym zawsze, wszędzie, w każdych okolicznościach.
— Cześć Dexter — mruknąłem, przerzucając stronę i podnosząc wzrok, by ujrzeć pana Davona. — Co ciebie tu sprowadziło? Czekaj, wiem — mruknąłem, podnosząc dłoń do góry. — Duch i... i ty byś chętnie się go pozbył — stwierdziłem, prychając z udawanym oburzeniem. — Jak możesz?
320 punktów dla drużyny A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz