Duże, czarne oczy patrzyły z zainteresowaniem w moje własne, przy czym właściciel węgielków lekko poruszał długimi uszami, nasłuchując dźwięków, dochodzących przez uchylone okno i lekko uchylone drzwi od pokoju.
Ja i mój nowy zwierzak, Kajman o imieniu Karim, leżeliśmy na łóżku i żadne z nas nie miało zamiaru wstać. Mogłoby się wydawać, że toczymy cichy bój o dominację. Śmiem twierdzić, że tak właśnie było, bo jakieś pięć minut wcześniej ta futrzasta kulka wypięła się na swoje legowisko i postanowiła, że będzie spać na łóżku. Jednak ja musiałam walczyć o swoje i tak oto znalazłam się, tocząc cichą wojnę ze swoim zwierzakiem.
Karim był teraz nadzwyczaj spokojny. Kiedy pierwszy raz w moim pokoju, leżał na swoim spanku i nerwowo obgryzał kupiony przeze mnie gryzak. Minęło kilka dni i zwierzak czuł się jak pan na włościach, gdyż uniżona sługa Aya była na każde jego zawołanie.
Chociaż bardzo bym tego chciała, nie mogłam mu odmówić głaskania i drapania po brzuszku, gdy tego sobie zażyczył. Był zbyt uroczy i napawałam się jego w miarę spokojnym usposobieniem. Choć był prawdziwym wrzutem na tyłku, jeśli chodzi o załatwianie, bo akurat musiał sobie upatrzyć mój ulubiony, stary koc. Może to przez mój zapach, dzięki któremu czuł się bezpieczniejszy, pewniejszy i… śmielszy w otwartości załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Mruczał przy tym tak, jakby chciał powiedzieć „Patrzcie, patrzcie! Właśnie zrobiłem kupę. Czyż nie piękna?”. Ale jak mogłam go nie kochać.
Z rozmyślań wyrwał mnie ruch zwierzaka, który postanowił zeskoczyć z łóżka. Już myślałam, że odniosłam zwycięstwo, ale jak wielkie było moje zdziwienie, gdy nagle Kajman, wydając z siebie ciche pomruki, wybiegł z pokoju przez uchylone drzwi. Czy on się ze mnie śmiał?
— Karim! Stój! — krzyknęłam za nim i wybiegłam z pokoju w ślad za zwierzakiem.
Prawdopodobnie szare zwierzę już miało skręcić na schody prowadzące na parter i wprost na szeroko otwarte drzwi wyjściowe, gdy zza rogu wyszedł nieznany mi chłopak. A było to tak niespodziewane dla Karima, że wpadł na stopę nieznajomego i fiknął do tyłu, lądując na plecach. Zaczął przy tym prychać i machać łapkami.
Może i Kajman był cwany, ale najwyraźniej bardzo niezdarny. Przywodził na myśl Yevgeniego, z powodu nieporadności.
Nieznajomy podniósł na ręce zwierzę, które o dziwo natychmiast się uspokoiło i nawet nie podjęło próby ugryzienia osoby sobie nieznanej. Dopiero gdy chłopak podniósł oczy, zrozumiałam, że go znam… a przynajmniej z widzenia i z pogłosek o słynnej na całą szkołę Dexomie. Był to Foma, we własnej osobie. Nie sposób go pomylić z nikim innym.
— Wielkie dzięki. Jeszcze chwila i poszedłby w dzicz, wredna bestia. — Westchnęłam, podchodząc do chłopaka, by być gotową na odebranie od niego uciekiniera. — Jesteś Foma, prawda? Aya Cowell. Dzięki za pojmanie uciekiniera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz