Westchnęłam, zbiegając po schodach, bo tyle już się działo, coraz więcej osóbek zbierało się przy budynku, a mnie tam jeszcze nie było, a jak to tak, no jak, przepraszam bardzo? Uśmiechnęłam się pod nosem, bo mój plan był szaleńczy, samobójczy, może i zdradziecki, ale cóż. Dla bronienia praw istot rozumnych zrobiłabym dużo.
I tak właśnie z szerokim uśmiechem na ustach, nosem podniesionym ciut za wysoko oraz iskierką rozbawienia w zielonych oczach. Wręcz podskakiwałam z nogi na nogę, coraz bardziej i bardziej zbliżając się do biblioteki. A zdecydowanie się działo. Przed budynkiem było
troszkę ludzi tłumy zainteresowane tym, co z biedną duszą stanie się tego dnia. Oj, przecisnąć się było ciężko, ale w końcu się udało, w końcu dotknęłam dłonią drewnianych drzwi i w końcu znalazłam się w bibliotece. Cudownym, cichym miejscu, pachnącym książkami, ogromną ilością wiedzy oraz...
kłopotami. Zastukałam dwa razy obcasem, nasłuchując, rozglądając się i szukając osób, które zdecydowanie trzeba było rozproszyć. I oto one, nasz ukochany dyrektor Mińsk wraz z dwoma poważnymi mężczyznami, zgadując felernymi łowcami. Przywdziałam ciut głupią minkę typowej blondynki i chichocząc, podeszłam do trzech panów, przekręcając przy tym głowę w prawo.
— Dzień dobry, dyrektorze, panowie — przywitałam się, dygając lekko. — Ja tylko przyszłam się zapytać, co tu się dzieje. Tyle osób zebrało się pod budynkiem, więc trudno się nie zainteresować — stwierdziłam, chichocząc i zakrywając usta dłonią. — A więc, co się dzieje, że takie zamieszanie w dosyć cichym miejscu?
237 punktów dla drużyny A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz