Chodziłam między półkami i przeglądałam ukochane książki, przy czym niektóre grzbiety gładziłam palcem, a inne zdejmowałam z półki, by powoli przewijać strony lub po prostu zanurzyć w nich nos i głęboko odetchnąć cudownym zapachem, nieporównywalnym do żadnego innego. Najpiękniejsze książki to były te stare, z których kartki prawie wypadały, dotykane wieloma palcami, zapisane strony pochłaniane wieloma parami oczu i będące różnie zinterpretowane przez różne umysły. Uwielbiałam to, tą niesamowitą atmosferę towarzyszącą wycieczkom do biblioteki. Nic nie mogło jej zepsuć. No prawie.
Za plecami usłyszałam donośny głos. Gwałtownie obróciłam się, w poszukiwaniu osoby, która zmąciła zrównoważoną harmonię tego miejsca. Za półką, pomiędzy półkami, zauważyłam sylwetkę, w której, w połączeniu z głosem, poznałam dyrektora. Co on tu robił? Przecież nigdy nie przychodził do biblioteki i dobrze. Schowałam się za półką, przysłuchując się rozmowie. Przed dyrektorem stało trzech potężnie zbudowanych mężczyzn, prawie kulących się przed jego krzykiem.
— Do jasnej cholery, mieliście już złapać tego ducha dawno temu. Najpierw wysłałem tu delegację dwóch uczniów, następnie was i co? Dalej nic, a on tymczasem gdzieś tu grasuje i porywa mi uczniów książki.
Mężczyźni wydawali się jeszcze bardziej skuleni, a ja niezwykłymi siłami powstrzymywałam się przed wybiegnięciem na środek. Przecież duch bronił książek. Chyba?
W każdym razie trzeba było podjąć jakąś akcję, ALE, nic samemu. Pomimo tego, że bałam się ludzi, jeszcze bardziej bałam się zdenerwowanych Łowców Duchów. Dlatego wolałam mieć kogoś przy sobie, gdy miałam iść go bronić.
242 punkty dla drużyny A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz