— Dziękuję? — mruknął niepewnie, nawet nie próbując ukryć swojego rozbawionego
i cudownego uśmiechu na twarzy. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, próbując ukryć twarz w złotych włosach. — Powinienem teraz ugrać tego przefantastycznego amanta, który występuje w każdym filmie i odpowiedzieć czymś podobnym, prawda? — zapytał, śmiejąc się, po czym ścisnął mnie za dłoń, zabierając ją jeszcze bardziej dla siebie. — Uwielbiam cię, Wandziu — stwierdził, podnosząc moją rękę do swojego policzka, uśmiechając się, a błękitne oczy błyszczały, tak ładnie błyszczały i chyba wpadłam, dlaczego, nie, nie, wcale nie utonęłam bezpowrotnie, wcale się nie dusiłam i wcale nie łapałam łapczywie powietrza, a woda nie wlewała mi się do płuc, chociaż to wszystko było fantazją, bo ja po prostu zamarłam, nie wiedząc, co powiedzieć, jak zareagować i pociągnąć to wszystko dalej.
I gdyby nie Niv trzymający mnie za dłoń i wcale nie oddalający jej od swojej skóry, to pewnie poleciałabym do tyłu. I gdyby nie on, to teraz nie wpatrywałabym się w niego jak obrazek, nigdy bym nie utonęła i wszystko byłoby ok. Przysięgam, w tamtym momencie prawie się rozpłakałam, a przynajmniej tak czułam, bo podobno moja twarz nie zdradzała żadnej emocji. Nawet najmniejszej. Jak rzeźba z kamienia.
Odchrząknęłam w końcu.
— Ja ciebie też, Niv. — Więcej powiedzieć nie mogłam.
Nie potrafiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz