Hera pojawiła się z dwoma kieliszkami i butelką wina. Rozlała nam, nie przejmując się zasadą nalewania tylko do połowy. Podała mi napój, z którego od razu wypiłam spory łyk.
— Varen... jest specyficzny — zaczęła powoli, jakby nie chcąc się zgubić w słowach. Bo przecież Hera nigdy się nie gubi w słowach. — Pojawił się z kwiatami, kiepskim filmem na DVD i pizzą — powiedziała szybko, a ja starałam się nie rozpłakać. Przecież nic się nie dzieje. Przecież to tylko idiota, który cię irytuje swoją grą na gitarze. — Dostał takiego kopa w dupę, że przepraszać przychodził Vin. Ale to nie jest zły chłopak, orbituje, ale trzyma się raczej na dystans. — Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się lekko. Dlatego właśnie ją uwielbiałam. Czerwonowłosa była stanowcza, lecz kto wie, jak stanowczy był zakochany chłopak. Chłopak, który zaplątał się w niej, jej lokach, wiecznie wirujących dookoła głowy, gdy przechodziła.
— Uważam, że powinniśmy się wszyscy wybrać kiedyś jakoś razem do miasta. Coś zjeść, pospacerować. Ty, Vin, Varen i ja. — Zaśmiałam się — Chyba musisz zmienić imię, Vera ci pasuje? — Wypiłam jeszcze łyk napoju, nie tak łapczywie, jak pierwszy, lecz powoli, delektując się smakiem. — Ładnie pachnie, jest coś do jedzenia? Umieram z głodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz