wtorek, 19 grudnia 2017

Tragikomedia [5]

To nie była normalna reakcja i wiedziałem, że to jedna z tych rzeczy, które powinniśmy obgadać, wyjaśnić sobie raz, a dobrze. Z jednej strony wiedziałem, że chyba nie odnosił się do mnie, ale, nie ukrywając, ostatnio pozwalaliśmy sobie zabuszować bardziej niż zwykle i gdzieś tam czaiło się to lodowate przeświadczenie, że najwyraźniej Foma nie uczestniczy w tym tak chętnie, jak mi się wydawało. Owszem, zazwyczaj był zadowolony, uśmiechnięty, ewentualnie walił mnie pięścią w ramię, narzekając, że teraz nie będzie mógł spojrzeć już w ogóle Jamesowi w oczy, ale... Czy to mógłby być fałsz, jakaś dziwna zasłona nieogarnięcia, kłamliwe przeświadczenie, że wszystko jest dobrze, nawet jeżeli dotyk nie sprawia mu przyjemności albo się go brzydzi?
Kurwa.
Zacisnął oczy, a ja mogłem tylko powstrzymać warknięcie. Dexter, co ty narobiłeś. I czego nie zauważyłeś, że doszło do takiej sytuacji, ale znowu zaraz chłopak mruknął coś niezrozumiałego, ale miękkiego pod nosem, więc mogłem tylko zgarnąć go mocniej w ramiona i pogłaskać po włosach, starając się nie dotykać bioder czy pleców. Był już wystarczająco zdenerwowany, nie chciałem, żeby pomylił troskliwy dotyk z jakąś sugestywną manipulacją.
Pociągnął nosem. Skinął głową. Opuścił wzrok. Odsunął się.
Naprawdę nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać.
— Już. — Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, co dalej, ale ostatecznie, nad tym mogliśmy zastanowić się rano. Po tabletce przeciwbólowej dla tego pijaka, kubku gorącej herbaty na uspokojenie żołądka i po upewnieniu się, że nie zezgonuje mi w wannie. Próbował zdjąć koszulę, ale zapomniał odpiąć guziki i w rezultacie głównie siłować się z rękawami. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, znajdując gdzieś tam rezerwy czułego, porównywalnego do westchnięć, śmiechu. Zostawiłem bokserki, stwierdzając, że bardziej już go denerwować nie trzeba.
— Idź się kąpać, postaraj się nie utopić, wrócę za moment z czystym ręcznikiem — rzuciłem szybko, dłonią popychając go delikatnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis