Pierdolony Hopecraft, pierdolony Oakley, pierdolona Yasuraoka, pierdolona Namae, pierdoleni wszyscy, których do tej pory poznałam. Nie ma co, z moim podejściem do ludzi z pewnością znajdę sobie grupkę znajomych, tak, jak zawsze o tym marzyłam, z pewnością. Westchnęłam jedynie, zamykając szybko notatki z numerologii, których nie byłam w stanie ogarnąć. Nivan po ostatniej akcji z Vanilką w sali muzycznej ma mnie głęboko w poważaniu i tylko uśmiecha się lisio, gdy widzi, jak wykreślam kolejne błędne bazgroły w moim zeszycie. Nie wiem, jak to robił, całe dnie obijał dupsko, albo obijał się o inne dupska, a wiedział prawie wszystko, jego notatki były perfekcyjne, a stopnie, prócz tych z zachowania były bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Los jednak jest niesprawiedliwy. Przynajmniej kaligrafować nie umiał, a jego pismo było obrzydliwe, jednak coś za coś i nie wiem, czy moje śliczne literki mają w tym momencie coś do gadania.
Westchnęłam cicho i odrzuciłam jeden z warkoczy za ramię, rozglądając się po korytarzu.
Nagle tuż przede mną, jakby spod ziemi wyrósł czarny młodzian. Dosłownie czarny, nie licząc karnacji. Krucze włosy, grafitowe oczy, ciemny strój.
— Um, przepraszam. Czy wiesz może, gdzie jest stołówka? — spytał się nagle, a ja ściągnęłam brwi. Przepraszam bardzo, ale już trochę czasu minęło od rozpoczęcia tego roku szkolnego, a dodatkowo przy wprowadzaniu dostawało się jasne wytyczne. Skąd on się, do cholery jasnej, urwał? Chrząknęłam cicho, nie chcemy zrazić kolejnego osobnika, prawda?
— Jasne, to na dole, ale z chęcią cię tam zaprowadzę — mówiąc to, wysilałam się na jak najładniejszy uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz