Poleciałem do przodu, a mocne ręce złapały mnie, objęły mnie, przyciągnęły do siebie. Cytrusowa, ukochana woń przejęła pałeczkę, ponownie znalazłem się tam, gdzie powinienem być cały czas. Zamknąłem oczy, nogi się ugięły, a dłonie przytrzymały w górze.
— Jesteś idiotą — Dwa słowa, niby powiedziane po przyjacielsku, z drobną, ale ukochaną uszczypliwością, a jednak się skrzywiłem. Bo miał rację. Pociągnął mnie za sobą. — Chodź, pijaku, sprawdzimy czy jeszcze wyjdą z ciebie ludzie. Chyba pora nauczyć się pić.
Wszedł ze mną do łazienki. Cały czas podtrzymując moje ociężałe ciało, odkręcił wodę, która zaczęła lać się do wanny, po czym powoli i z wyczuwalną czułością zaczął ściągać ze mnie ubrania.
— Dobrze się bawiłeś? — zapytał, przy okazji muskając mnie w szyję swoimi włosami, a prychnięcie w jego myślach było tak oczywiste, tak słyszalne.
— Okropnie — mruknąłem cicho w odpowiedzi, biorąc głęboki oddech.
Bo okropnie to za mało powiedziane. Ściągnął ze mnie koszulę, zaczął zabierać się za spodnie.
— Dexter, ja nie chcę... Nie teraz... — Myśli gdzieś odpłynęły, przestałem łączyć fakty oczywiste, jakbyśmy nie byli w łazience, a na łóżku, jakbyśmy byli w jakikolwiek sposób podnieceni, ale nie byliśmy, a jednak zacząłem panikować, odgłos lejącej się wody zanikł w myślach. Chłopak spiął się, podniósł brew, ale dalej kontynuował rozbieranie mnie. — Nie, Dexter, zostaw mnie, nie chcę dzisiaj, nie! — krzyknąłem, próbując odepchnąć chłopaka, co zdecydowanie nie wyszło.
Tak, alkohol zdecydowanie źle na mnie działał, bo chwilę później łzy zaczęły lecieć, dłonie trząść, a nogi ugięły się bez udziału mojej woli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz