poniedziałek, 11 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [4]

Mruknęłam coś pod nosem i przymknęłam oczy, czując mocne ręce, które podtrzymały mnie na nogach, wręcz uniosły w górę i poprowadziły w kierunku łóżka. Powoli, bardzo powoli, bo moje nogi cały czas się uginały, a ja nie miałam żadnej kontroli. Oparłam się mocniej o Jamesa, chcąc przynajmniej zachować jakieś resztki kontroli nad własnym ciałem czy energii, którą wykorzystywałam do poruszania się. Nic z tego.
— Jeszcze się pytasz? — zapytał zdecydowanie mocno zaniepokojnonu, a ja w odpowiedzi szepnęłam niezrozumiałe słowo pod nosem, przypominające wręcz prychnięcie.
James popchnął mnie delikatnie na miękkie łóżko, a ja opadłam na nie z cichym jękiem z cały czas przymkniętymi powiekami, po czym zwinęłam się w bezbronną kulkę i spróbowałam opanować oddech. Głowa pulsowała, płuca bolały, a za chwilę chyba miała polecieć krew z nosa.
— Pomóc ci? Co ci jest? Mogę cię zbadać? — zapytał się, pochylając się bardziej nade mną.
Otworzyłam jedno oko i odsunęłam się od chłopaka. Dlaczego? Sama nie wiem, może pozostałość po naszym ostatnim spotkaniu, kiedy byłam zdrowa, a teraz byłam chora, jeszcze bardziej bezbronna i delikatna?
Rozpiął szlufkę w rękawiczce. Nowej, lepiej przylegającej do dłoni Jamesa, pewnie i zdecydowanie wygodniejszej, bo tamte były grube, nieporęczne i takie... sztywne?
— Masz nowe rękawiczki... — oświadczyłam cicho i słabo, wręcz bez energii, omijając przy tym odpowiedź na jego pytanie.
Zamknęłam oczy. Niech robi, co chce, wielu próbowało, wielu się nie udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis