Chłopak pokiwał głową i zwinął się w kulkę, co było wystarczająco złym znakiem. Ostatecznie chwile, gdy był ugodowy i tak bardzo posłuszny, przychodziły z rzadka. Zazwyczaj stawał opór, jeżeli nie fizyczny, to przynajmniej słowny. Lubił walczyć o swoje, lubił prowokować, a chyba najbardziej lubił udowadniać, że jego zdanie jest mojsze i tak w ogóle, to nie mam żadnego prawa do rozporządzania jego kawowym nawykiem.
(Który zaszedł już za daleko, przeistoczył się w uzależnienie i odezwał się w tej chwili.)
— A ja też dostanę kawę? — mruknął cicho, yhym. Na nagrody trzeba zasłużyć, poczekamy, zobaczymy, może się zastanowię, jak pójdzie spać jak człowiek i jutro nie będzie kręcił nosem na moje próby morderstwa jego kompana do kieliszka. — Z kim? Byłem sam. Wolałem być sam. Tak... łatwiej — szepnął, ściągając brwi. — Znaczy później pojawił się ten od sztuk artystycznych... Remus... — Ziewnął, a mi, przysięgam, skoczyło ciśnienie. Zajebię pierdolonego imbecyla, co on sobie myślał? Picie z Fomą jednym, nieumiarkowane picie z Fomą drugim, pozwolenie się mu upić trzecim, ale jak pomyślałem, że pozwolił mu samemu dostać się do domu w stanie, gdy nie mógł ustać sam prosto było...
Zajebię. Po prostu zajebię.
— Przepraszam.
— Śpij — mruknąłem cicho, głaszcząc go po włosach i obserwując, jak powoli zasypia.
x X x
Wstałem wcześniej, skoczyłem po śniadanie, butelkę wody, aspirynę i wróciłem do pokoju. Siedząc na parapecie, oczekiwałem na powolną pobudkę chłopaka i długo nie kazał mi się nudzić.
— Jak się spało, Śpiąca Królewno? — spytałem z doskonale wyczuwalną drwiną w głosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz