Ciepła ręka złapała moją, przyciągnęła do siebie i chwilę później moja twarz wtulona była w klatkę piersiową, która unosiła się cały czas w spokojnym tempie. Podniosłem wzrok, by spojrzeć na twarz Dextera.
— Teraz idziemy spać — powiedział krótko, cudownymi, szmaragdowymi oczami wpatrując się w moje. — A to oznacza łapy przy sobie, bez wydurniania się, a jutro zaczniemy z rana tabletką dla ciebie, kawą dla mnie, bo Cesarz świadkiem, że zasłużyłem i potem porozmawiamy. Długo porozmawiamy. Chyba że jest coś jeszcze, co chciałbyś wyjaśnić mi teraz. Na przykład z kim, do cholery, się upiłeś? — zapytał, a na moją twarz weszło przerażenie, bo chyba było źle. Przewrócił oczami, prychając. — Nie jestem zły. — Długie palce przeczesały moje blond włosy. — Tylko chcę zrozumieć, dobrze?
Pokiwałem głową, zwijając się w kulkę.
— A ja też dostanę kawę? — mruknąłem cicho, bo przecież on doskonale wiedział, jak ja uwielbiam ten magiczny i cudowny napój. — Z kim? Byłem sam. Wolałem być sam. Tak... łatwiej — szepnąłem, ściągając brwi. — Znaczy później pojawił się ten od sztuk artystycznych... Remus... — dodałem po chwili, a powieki opadały i opadały, sen coraz bardziej kusił. Ziewnąłem. — Przepraszam.
I w pewnym momencie film urwał się całkowicie, bo zostałem porwany do krainy snu. Bez koszmarów, bez nocnych marzeń. W czarną pustkę.
Ale za to rano odzyskałem pełną świadomość, bo jednak ten ból był nie do zniesienia.
— Kurwa... — jęknąłem, ledwo otwierając oczy, bo oczywiście pijany ja nie pomyślałem o wyjęciu pieprzonych soczewek. Muszę kupić okulary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz