piątek, 22 grudnia 2017

Diabeł ucieka zachodem [14]

Zapadła cisza. Nieprzyjemna, przeszywająca cisza. 
— Przepraszam — mruknął, pochylając się do przodu, a mnie zatkało. Przepraszający pan Hopecraft? Trzymajcie mnie, nie wierzę, ktoś przyznał się do błędu! — Jestem dosyć drażliwy na tym punkcie. — W dodatku jeszcze się tłumaczył, co się dzieje, co się dzieje? — Po prostu, to nie zadziała, wiesz? Nie chcę ciebie w nic wplątywać, ale to nie jest choroba, tylko coś w rodzaju wady genetycznej. Całkowicie normalne dla mojego gatunku. I jeżeli przez tysiąclecia naprawdę nic z tym nie wymyślono, to nie chcę się bawić w jakieś złudne... — powiedział, ale nie dokończył, a jedno, niewypowiedziane słowo zawisło pomiędzy nami. Zmarszczyłam czoło. — Zresztą, nieważne. Nie powinnaś na razie wstawać, zaraz znowu może zrobić ci się słabo. I co w końcu z tym upiększaniem? Bez oceniania, ale skąd kompleksy? — zapytał, spoglądając na mnie, a ja westchnęłam, odchylając się trochę do tyłu.
— Nie odpuścisz, prawda? — mruknęłam, wręcz doskonale znając odpowiedź.
Przewróciłam oczami, bo jednak były pewne tematy, których wolałam nie poruszać. Ale co zrobić, wyboru chyba nie miałam, a jeżeli on się tak otworzył, to i ja mogłam uchylić rąbka tajemnicy.
— Blizna — odpowiedziałam jednym słowem, które ledwo przeszło mi przez gardło. Odchrząknęłam po krótkiej chwili ciszy. — Bardzo duża blizna — dodałam, bo w końcu miałam jeszcze jedną przechodzącą przez brew, ale to nie ją próbowałam "usuwać". — Nie ta na twarzy. Zdecydowanie większa. No... — mruknęłam, opuszczając wzrok, bo nie, nie lubiłam o tym mówić.
I ponownie zapadła cisza. Znowu niezręczna i znowu nieprzyjemna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis