Wanda, wytłumacz mi, co byście zrobili, gdyby to się powtórzyło.
Słowa, na które dobrej odpowiedzi nie było. Albo była, ale zbyt drastyczna, by wypowiedzieć ją na głos, by przeszła przez gardło, by w ogóle pojawiła się gdzieś w zakątkach umysły. A pojawiła się, i w moim, i w jego, to widziałam doskonale, jak czarną, ogromną kropkę na białej kartce. Bo jego oddech przyspieszył, oczy zaczęły mnie unikać, ramiona drgnęły, a on zagubił się we własnej głowie, po raz kolejny się schował się w swoim umyśle. Uciekł do okna, ewidentnie wybierając brak kontaktu wzrokowego.
— Foma — mruknęłam, podchodząc do niego i dotykając jego ramienia. — To się nie powtórzy. Wiem to, czuję to, jesteś starszy, oboje jesteśmy, potrafisz się kontrolować, patrz, jak dawno nie miałeś wybuchu, jest dobrze, jest bardzo dobrze — stwierdziłam, zaczynając rysować koła na jego barku. Spiął się, a ja zabrałam dłoń.
— Wanda, do cholery, problem leży w tym, że nie potrafię się kontrolować — warknął, dalej spoglądając przez okno. I miał rację, dlaczego tym razem to on miał rację. — To sobie siedzi we mnie i żyje własnym życiem. Pieprzony pasożyt.
— Wtedy miałeś dziesięć lat — zauważyłam, prostując się. — Miałeś całkowite prawo, by...
— By zrobić tobie krzywdę? — zapytał, po czym odwrócił się w moim kierunku. Zielone oczy były zimne, przestraszone, tak bardzo chłodne, a mnie w środku mroziło, bo wszystkie jego argumenty były trafne. — By zrobić krzywdę tamtym dzieciakom, nawet jeżeli niektórzy stwierdzą, że na nią zasługiwały?
Opuściłam wzrok. Chłopak podszedł do mnie bliżej, poczułam bezpieczny zapach wanilii.
— Wanda — szepnął i położył dłoń na moim policzku. Czuły, braterski gest, tak ukochany. — Wtedy po prostu miałem szczęście. Bo nie widziało tego za dużo osób. Bo jestem synem polityka, który zna się na zamiataniu spraw pod dywan. Bo nikogo nie zabiłem. Ale do cholery, nawet nie próbuj mi wmawiać, że to nie jest moja wina. Przeze mnie masz bliznę, przeze mnie chorowałaś...
Spojrzałam się na niego, jakby nie wiedząc o co chodzi, a on w odpowiedzi prychnął.
— Nawet nie myśl, że nie wiem o twoich próbach upiększania, brzdącu. — Parsknął cierpkim śmiechem, a atmosfera się nawet troszkę poprawiła.
Westchnęłam, po czym opadłam na mojego brata i wtuliłam się w niego. Jego długie palce zaczęły przeczesywać moje włosy, a ja mruknęłam.
— Przepraszam, Foma. Że ci nie powiedziałam, że udawałam, że nie wytłumaczyłam. Przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz