— Wiesz o tym, co ja? — zapytała niepewnie, a ja przewróciłem oczami, bo tak kurwa, wiedziałem, czekałem na tę rozmowę przez cały semestr, a idiotą nie byłem.
Spojrzałem na przykuloną dziewczynkę, ukochaną siostrę, która teraz aktualnie miała zebrać baty za błędy naszych rodziców. Przygarbiłem się, zamknąłem oczy, wypuściłem powietrze z płuc, a z tyłu głowy hamowałem obrzydzenie do samego siebie. Schowałem zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni, paznokcie wbiłem w skórę.
— Wiem — opowiedziałem tym samym słowem co poprzednio, zimno i chłodno, bo nawet nie miałem chęci, by silić się na kojące czy ciepłe słówka.
— O bliźnie?
— O wszystkim, Wanda — warknąłem, spoglądając na sufit, bo nie mogłem spojrzeć jej w oczy.
Zapadła cisza, tak bardzo wymowna, świadcząca o tym, że jest źle, że te wszystkie rzeczy nie powinny się nigdy zdarzyć. Oddech mi ugrzązł w gardle wraz ze słowami, klatka piersiowa zadrżała, a ja cały czas zatrzymywałem łzy i krzyk.
— Przepraszam — mruknęła cicho, a ja nie wytrzymałem, bo to nie ona powinna tu przepraszać.
— Kurwa, Wanda, to ja powinienem przepraszać. Powinienem błagać ciebie na kolanach o wybaczenie. Powinienem zniknąć, nigdy więcej nie spojrzeć ci w oczy. — Głos mi się podniósł, po chwili załamał, a ja chyba ewidentnie drżałem. — Kurwa, jestem potworem, a wy ukrywaliście to przede mną całe życie i spodziewaliście się, że nigdy się nie dowiem? Że będę żyć w błogiej nieświadomości? Wanda, wytłumacz mi, co byście zrobili, gdyby to się powtórzyło. — Spojrzałem na dziewczynkę, westchnąłem i podszedłem do okna, bo zdecydowanie było duszno, za duszno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz