sobota, 23 grudnia 2017

Syberia [1]

Dłonie drżały wraz z oddechem, bo odwlekana rozmowa ciążyła mi na sercu i duszy, męczyła i dusiła. Bo bałam się. Jego reakcji, krzyku, tej winy wymalowanej w zielonych oczach, obrzydzenia. A przecież to nigdy nie była jego wina.
Westchnęłam, wchodząc po schodach jak na ścięcie. Z tego co widziałam, Dexter uciekł do alchemicznej (a ja doskonale wiedziałam po co i nawet uśmiechnęłam się na jego widok), James mignął mi gdzieś na korytarzu, więc on też był z głowy. Pokój powinien zajmować tylko pewien blondyn, ukochany brat, którego tak bardzo skrzywdziliśmy, ja skrzywdziłam.
Oddech ugrzązł w płucach, odkaszlnęłam i oparłam się o ścianę. Spokojnie. Wszystko i tak wróci do normy. Drgnęłam, westchnęłam, po czym ruszyłam dalej.
I w końcu ujrzałam drzwi, pokój samorządu, a gdzieś z tyłu głowy pojawiła się ukryta duma z brata, bo on nigdy nie pchał się w światła reflektorów. Zapukałam. Raz, potem trzy. I usłyszałam. Krótkie "proszę", zmarnowane i zmęczone, a ja drgnęłam po raz kolejny, zła, przestraszona, zmartwiona, zaniepokojona.
Weszłam. Szybko przestudiowałam pokój i gdy upewniłam się, że nikogo tam nie było, zaczęłam.
— Foma, musimy porozmawiać.
— Wiem.
A mi słowa ugrzęzły w gardle, bo to wszystko miało wyglądać inaczej, a on już wiedział, co nas czekało. Przygarbiony, włożył dłonie do kieszeni, a ja po cichu domyślałam się, że te dłonie aktualnie zaciśnięte były w pięści.
— Wiesz o tym, co ja? — zapytałam, aby się upewnić. Bo może się myliłam, bo może nie myśleliśmy o tym samym.
— Wiem. — Kolejny raz to samo słowo, a ja drgnęłam, bo w jego oczach było to, czego się spodziewałam.
— O bliźnie?
— O wszystkim, Wanda.
I zapadła cisza. Opuściłam wzrok, zacisnęłam dłoń na nadgarstku.
— Przepraszam. — Krótkie słówko z mojej strony, które i tak nie miało już znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis