sobota, 23 grudnia 2017

Gdzie jest Gienio? [14]

Zająłem miejsce obok dziewczyny, ugniatając pluszaka w dłoniach. Masowałem kciukami jego brzuch, uśmiechałem się na widok szyi, która była stanowczo za krótka jak na żyrafę. Na widok odpadającego ucha, krzywego szwa na boku, który zrobiła mama, gdy Gienio się rozpruł. Przeżył dużo. Miał osiemnaście lat, był ze mną od początku, od kołyski, nawet przed. Moja babcia kupiła go, gdy jeszcze żyła, to było na kilka miesięcy przed moimi narodzinami. Trzy, czy cztery, mama często o tym mówiła, ale nigdy nie pamiętałem, jak właściwie było.
— Już wszystko dobrze? — spytała, zerkając na mnie i na miśka w moich dłoniach. Uśmiechałem się, już nieco delikatniej, ale dalej bardzo szeroko. Tak łagodniej. Tak ładniej. Jak dziewczyna lubiła, bo zawsze widziałem w jej oczach ten błysk, który tylko dodatkowo utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Ona też posiadała te uśmiechy, które wielbiłem ponad wszystko. Te rumiane policzki, te świecące ślepka.
O czym ja, do cholery jasnej, pieprzę.
— Jak najbardziej — mruknąłem, przejeżdżając palcem wskazującym po niekształtnym pysku zwierzaka. Prawie stracił go na jednej z wojen, a tak na serio, to nie. Odwróciłem w końcu głowę w stronę dziewczyny, zdjąłem z twarzy rozmarzony uśmiech, bo nie powinienem. — Jeszcze raz przepraszam, Wandziu. Zachowałem się jak buc. Ostatni i największy. — Spuściłem wzrok na jej kolana niczym zbity pies. Nie śmiałem spojrzeć w jej oczy. Po prostu nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis