Był pijany. Zdecydowanie. Szczekał dużo, bez ładu i składu, ze swoimi mądrościami, schodząc z tematu i...
Tak, był taki, jak ja. Identyczny wręcz. Ja nie powiem? Ja? Potrzymaj mi piwo, a tamtemu wyrwę krtań bez zawahania. Tak, zdecydowanie.
Chciałem coś dopowiedzieć. Chciałem nieco naprostować sytuację, ale koniec końców zrezygnowałem. Stargane nerwy młodziana, rozwiany włos i łzy na policzkach tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie powinienem już czegokolwiek dopowiadać. Przeboleje to sam, poradzi sobie... Chyba.
— Nie jestem słaby. Wie pan, może która jest godzina? — Oczywiście, że nie jesteś, Przewalski. Po tym, co przeżywasz z tym skurwielem? Nie śmiem twierdzić inaczej.
Wystawiłem delikatnie język i polizałem wąsy, które wyrosły, tak właściwie nie wiem kiedy. Długo się nie goliłem, za długo, pojawiły się nagle i zaskoczyły mnie pewnego poranka, gdy postanowiłem posiedzieć trochę dłużej nad swoim wyglądem. No i cholera, muszę powiedzieć, było całkiem całkiem, mała odmiana w nudnym życiu, no to je zostawiłem. Tylko czekać, aż się ogolę i będę wyglądał młodziej od całej tej gówniarzerii.
Podciągnąłem delikatnie rozpięty rękaw koszuli i zerknąłem na zegarek, który przeżył już zdecydowanie za długo.
Ściągnąłem brwi.
Nie miałem okularów, a soczewek nie założyłem. Nie no, świetnie.
— Późna — skwitowałem krótko, po czym podniosłem się z miejsca. — Na tyle, by nadszedł mój czas. Żegnam, Przewalski, życzę miłego wieczoru. — Odłożyłem banknot pod moją opróżnioną szklankę i opuściłem bar, bez większych problemów. Uznałem to za jeden, jedyny sukces dnia dzisiejszego i otwarcie jakiejś drogi do nieco lepszego życia... Tak, tak, jasne.
Cóż, wyjście było ostatnią dobrą rzeczą tego dnia, jak nie kolejnych kilku miesięcy. Nawet nie wiem kiedy w moich dłoniach znalazła się bibułka z baką, a potem.
Potem było tylko gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz