czwartek, 7 grudnia 2017

Rewolucja cukrowa [8]

— Jak bardzo? — Moje brwi powędrowały ku górze. No, no, ja tu się nie staram wyjść na próżnego narcyza o potrzebie wiecznego słuchania komplementów, ochów i achów na jego temat, a ta tu? Wyjeżdża z grubej rury, świetnie no.  — Bo ja bardzo, bardzo, bardzo, wiesz, Niv? — Poczułem względne ciepło na serduszku i nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu, który powoli zaczynał malować się na mojej twarzy. Nie, że go chciałem, pojawiał się tam sam, mięśnie same się kurczyły, zresztą, jak zazwyczaj przy Wandzi. Absolutnie nie rozumiałem tego, jak dziewczyna na mnie działa, była czymś innym, była... Była moją piętą Achillesa? — I nie bujaj się, bo się przewrócisz. I jak zdobyłeś tę bliznę na brwi?
Troska. Dziwnie było ją czuć od kogoś innego niż mama. Dziwnie było usłyszeć ten ton głosu.
A jednocześnie tak wspaniale.
Przestałem się huśtać, mina dziewczyny wyrażała szczególne zaniepokojenie i złość, które przeminęły wraz z usadzeniem dupska w poprawny sposób. Wtedy się rozpogodziła i nawet te cholerne wory pod oczami zdawały się nieco mniejsze. Bardzo się o nią martwiłem.
— Zabawa w "bardzo bardzo"? Co my, kurwa, przedszkole? — mruknąłem nisko z przekąsem w głosie i tym charakterystycznym, nieco kpiącym wyrazem twarzy, bo pragnąłem jedynie zmienić temat i nie przywoływać więcej wzdrygnięć i buraka na twarzy. Serio. — Blizna? Długa historia, mógłbym spytać się o to...
— Ale ja zadałam pytanie pierwsza — przerwała mi w połowie zdania, uśmiechając się chytrze. Wydąłem usta, ściągnąłem brwi i bąknąłem coś pod nosem, bo wiedziałem, że ona bardzo chce to wiedzieć, a ja nie umiem jej odmówić.
— Miałem kiedyś kolczyk. No i dużo się... prałem? Z innymi. Wiesz, po przyrce za szkołą, na solo, bo co ty taki kozaczek jesteś, że mi będziesz mówić, że moja kanapka jest gorsza od twojej, ty chuderlawy stulejarzu — klepałem, ściągając brwi i wzdychając w duszy, jakim to bachorem się nie było. — No i raz mi pewien pan siadł, a raczej ja jemu, nie wiem, nie pamiętam, o co poszło... Oczywiście, że pamiętam, nazwał mnie pedałem. 
Podrapałem się po karku i skrzywiłem lekko, czując, jak bardzo sztywny już jest. Zawsze był, ale ostatnimi czasy czułem się, jakby mi metalową rurę w dupę wsadzili tak, że mi kręgosłup wyprostowała.
— No i co... No i niefortunnie mnie zahaczył i wyrwał. Koniec anegdotki. — W głowie odnowił mi się obraz mojego odbicia w lustrze, dużej ilości krwi i mięsa. Pamiętam dokładnie reakcję matki, przerażenie i krzyk na mój widok, panikę w oczach, prawie że mdlenie. Nie bolało, jak mam być szczery. Prawdopodobnie adrenalina wszystko odcięła. — A jak z tobą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis