Ściągnął brwi w konsternacji, a ja uśmiechnęłam się, widząc jego wyraz twarzy. Wręcz uroczy.
— Co dostaniesz w zamian? — zapytał, pochylając się w moim kierunku i podnosząc się przy tym z krzesła, a ja poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, kilka milimetrów, a nasze nosy spotkałyby się i mogłoby to przypominać sławne "noski-eskimoski", które tak często robiłam z mamą czy tatą, gdy byłam mniejsza. Chłopak złożył usta w dziubek, a ja odchyliłam się do tyłu i podniosłam prawą brew do góry. — Uścisk dłoni prezesa? Całus w nosek na powodzenia? Dwadzieścia procent zysków? — Prychnęłam jak naburmuszony kot i przewróciłam oczami, po czym powróciłam do pozycji wyjściowej, czyli rąk skrzyżowanych na klatce piersiowej, a nodze założonej na tą drugą. Co za poniżenie, uniżenie, jak tak można? Po chwili uśmiechnęłam się jednak delikatnie, słysząc jak parska czystym, przyjemnym dla uszu śmiechem. Ładnie. — No dalej, Wandzia, niczego nie stracisz! No, a jak już się zdarzy, że nas przyłapią, zakują w kajdany i wpakują do ciemnego lochu, a Mińsk będzie śmiał się ze swoim świeżo wyrobionym ABS-em, to cię z tego wykaraskam i przyjmę z honorem dodatkowy łomot. Wiesz, wtedy będzie jeszcze bardziej, jak ten super hero, ratuję damę z opresji, te sprawy — oświadczył, a ja odpowiedziała mu głośnym śmiechem, podczas gdy on odchylił się do tyłu, zadzierając przy tym nos. — Tylko czekać aż o mnie komiks zrobią, historię napiszą, albo w ogóle film ogarnął, byle aktor, chociaż mi trochę dorównywał w skali bycia hottie. — Po raz kolejny parsknęłam głośnym śmiechem, pokręciłam głową i opuściłam wzrok. Co to za uroczy narcyz. — No już, dawaj, wstawię się za ciebie, jak coś, panno Wando Przewalska.
Przewróciłam zielonymi oczami i podniosłam wzrok na niebieskowłosego chłopaka, którego tak szybko polubiłam.
— Za czekoladę, całusa w nos i... trzydzieści procent zysków się zgodzę — oświadczyłam, uśmiechając się, a jego mina świadczyła tylko o tym, że zawyżyłam swoje wymagania. No cóż. — Ale lubię cię i zgodzę się na dwadzieścia pięć proce... — mina biednego i wychudzonego szczeniaczka, o nie — No dobrze, dwadzieścia procent za tę obronę w razie wpadki.
Chłopak rozpromienił się, tak ślicznie, że samemu chciało się uśmiechnąć jeszcze szerzej. Oparłam policzek o dłoń wspartą na łokciu. Jakiś zagubiony blond lok spadł mi na czoło i przysłonił widok.
— Oj, Niv, nawet nie wiesz, jak bardzo ciebie lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz