niedziela, 10 grudnia 2017

Rewolucja cukrowa [13]

Nie ruszył się z miejsca. Nie podniósł się, nawet się nie przekręcił, tylko dalej leżał nieruchomo z grymasem na twarzy. Tak po prostu. Oddychał powoli, spokojnie, ale jednak coś było nie tak. Mój uszczypliwy uśmieszek zmienił się w czyste przerażenie, zmarszczone czoło i roztrzęsione dłonie. Jęknął głośniej, a przy tym spojrzał mi prosto w oczy. Podniosłam brew, nie do końca wiedząc, co się dzieje.  Dlaczego nie zauważyłam wtedy tego złośliwego błysku?
— Nie mogę... — mruknął, krzywiąc się, ściągając brwi. — Nie mogę się ruszyć. — Moje oczy zrobiły się jeszcze większe, jeszcze bardziej na twarzy ukazało się to przerażenie, a dłonie po raz kolejny drgnęły. Tym razem mocniej — Wanda, serio, kurwa mać. — Zacisnął powieki, jęknął po raz kolejny, spróbował się ruszyć, ale ewidentnie było mu ciężko.
O nie, nie, nie, nie, nie.
— O boże, Niv, nie ruszaj się, proszę, zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę — wyrzuciłam z siebie szybko kilkanaście słów, obiegając przy tym stół dookoła i kucając przy niebieskowłosym chłopcu. — Możesz ruszyć nogami? Czujesz palce? Gdzie dokładnie ciebie boli? Boże, Niv, nigdy więcej się nie bujaj, boże, proszę, żeby nic ci się nie stało, bo nic się nie stało, prawda? — zapytałam nerwowo, dotykając policzka chłopaka, który dalej miał na twarzy wymalowany grymas.
Który później przerodził się w delikatny, a następnie złośliwy uśmiech. Otworzył błękitne oczy i spojrzał na mnie z błyskiem w nich. Odskoczyłam jak poparzona, prychnęłam i stuknęłam dwa razy obcasem, a ręce skrzyżowałam na piersi.
— Jesteś okropny! — Tym razem to ja jęknęłam, przy okazji wycierając kilka łezek, które już wcześniej zdążyły wydostać się na powierzchnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis