— Przecież to jest jakaś katorga, oni łamią prawa człowieka, co to ma znaczyć, to głodzenie, ja ich podam. — Nivan zdecydowanie był podirytowany. Lub po prostu wkurwiony, zresztą ja również.
Siedział tuż przede mną, pochylony do przodu, jego niebieskie kosmyki włosów opadały na czoło, zasłaniając mi dostęp do błękitnych oczu. Wspólna nauka zdecydowanie nam nie szła, bo dosyć szybko irytowałam się, kiedy on czegoś nie rozumiał, a on nawet nie udawał, że mu się chce. Więc właśnie tak wylądowaliśmy, razem rozmyślając o życiu, ja z nogą założoną na nogę i z zamkniętymi oczami, a on stukający w rytmicznym tempie o blat drewnianego stołu. A o czym myślałam? O wszystkim. O Fomie, o Dexterze, o wszelkich obietnicach, o Hopecrafcie, o tabletkach, tak trudnych do przełknięcia, o wskoczeniu do fryzjera...
Odchrząknął, a ja otworzyłam jedno oko i zerknęłam na chłopaka pytająco. Wyprostował się, w końcu mogłam zobaczyć błękitne oczy. Kilka sekund ciszy.
— Co powiesz na przemyt? — zapytał, przerywając nasze rozmyślania, a ja zmarszczyłam czoło, do końca nie wiedząc, o co mu chodzi.
— Co? — Pochyliłam się do przodu, cały czas patrząc na twarz chłopaka. Bo nie, nie wiedziałam o co mu chodzi, a na robienie rzeczy nielegalnych ochoty nie miałam, zwłaszcza że zawsze było to ryzyko utrudnienia mojemu ojcu jego życia zawodowego.
— Przemyt słodkiego. Szmuglowanie na boku. Zgrywanie bohatera szkoły, te sprawy... — oświadczył, odchylając się do tyłu i zakładając ręce za głowę. Brakowało mi tylko kociego mruknięcia zadowolenia.
— Co? — powtórzyłam i w tym momencie zmarszczyłabym jeszcze bardziej czoło, gdyby było to możliwe. — Niv, ja wiem, że cukier w naszym wieku jest niezbędny, zwłaszcza niektórym, ale sensownie podchodząc do sprawy, znajdziesz go wszędzie. Tak, w chlebie i owocach też, o dziwo. Twój organizm nie potrzebuje tego najpros... — Przerwałam, bo mina chłopaka ewidentnie mówiła "Co ty pierdolisz, za przeproszeniem panienko". Westchnęłam. — Jaki masz plan. Jakie koszta. Jakie ryzyko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz