wtorek, 5 grudnia 2017

Nikt nie rozumie Evie Maven [2]

Czołówka serialu zawsze błyskała entuzjazmem i kiczowatością. Dużo eterycznych obrazów, przesiąkniętych wizualną magią, mającą wpłynąć na psychikę oglądających i zakorzenić w nich miłość do serialu. Zresztą, większość się nie opierała, bo to nie były złe odcinki. Pierwszy sezon dało się oglądać z otwartym serduchem, błagając o każdą dodatkową minutę emisji, choćby odcinków specjalnych, które wydawano z rzadkością. Potem przyszedł drugi sezon. Trzeci. Piąty. Ósmy. Dziesiąty. Każdy po sto odcinków, które zresztą też swoje trwały, bo dwie godziny, co za tym idzie, oglądać dało się na okrągło i gdzieś w połowie traciło się rachubę, o co oni w ogóle się kłócili na samym początku.
Gra Evie Maven (która swoją drogą była chyba moją ulubioną aktorką) zachwycała przez całe pięć lat emisji serialu i nie widziałem drugiej takiej od serii spektakli, w których występowała Jemena całe cztery stulecia temu wraz z trupą cyrkowo-dramaturgiczną Abstract. 
Było warto. 
Problem polegał na tym, że ktoś w końcu zakłócił mój wieczorny rytuał i była to osoba, na którą nie potrafiłem się złościć. Hanka była miła, łagodna jak baranek i widok zapłakanej dziewczyny sprawiał, że miałem ochotę coś rozwalić. 
— Przepraszam, ja... Chcę prosić o pomoc! Ja-James?! — wydukała płacząc. — Tak się o nią martwię... — wyszeptała cicho. Zerwałem się z fotela, podchodząc do dziewczyny i tuląc ją do siebie, zaczynając uspokajająco głaskać ją po plecach. Stopniowo pojawiło się pociąganie nosem, potem szloch, żeby zaraz buchnęła płaczem, próbując wykrztusić coś o jakimś kocie, Przewalskiej i...
O. Cholera.
— Zaraz, po kolei — mruknąłem spokojnym głosem. — Co się stało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis